Inne problemy.

Chciałabym, aby hotele były naszym jedynym zmartwieniem w Fenghuang, ale niestety tak się nie stało.

Od samego przyjazdu do miasteczka, mieliśmy również trudności, żeby znaleźć coś porządnego do jedzenia w normalnej cenie. O ile w Hangzhou i Suzhou, a także innych miastach w kraju, często stołowaliśmy się w małych i skromnych garkuchniach, to w Fenghuang większość takich przybytków, była nie do zaakceptowania. Niektóre były tak obskurne, że nie chciało się tam nawet zaglądać, nie mówiąc już o jedzeniu. Te troszkę lepiej wyglądające, miały natomiast ceny z kosmosu!

Na śniadanie, z braku laku, chodziliśmy do małej knajpki na dumplingi na parze i mleko sojowe. Jedzenie było zjadliwe, ale te dumplingi wciąż pozostają najgorszymi jakie do tej pory jedliśmy w Chinach. Co więcej, są właściwie jedynymi kiepskimi, bo Chińczycy potrafią je robić naprawdę dobrze. Te były po prostu suche i miały niewiele farszu w środku.

Kolejnym, ogromnym rozczarowaniem w Fenghuang było to, w jaki sposób zwiedza się najładniejszą część miasteczka. Mianowicie, po jednej stronie mostu można poruszać się do woli, ale żeby przejść na drugą, trzeba już kupić bilet. Jest to o tyle niedorzeczne, że znajdują się tam hotele, restauracje, sklepy! Komu i w jaki sposób się to opłaca (oczywiście poza państwem), to ja nie wiem!

My i tak planowaliśmy kupić bilet, bo chcieliśmy wejść do wszystkich dostępnych do zwiedzania rezydencji, muzeów itp. Nie sądziliśmy jednak, że bilet będzie nam potrzebny również do spacerowania uliczkami! Chyba nie tylko nam wydaje się to niedorzeczne, prawda?

Na każdym kroku, przy wszystkich uliczkach, schodach i innych ewentualnych przejściach, stali młodzi ludzie w czerwonych kubraczkach i sprawdzali bilety, żeby tylko ktoś przypadkiem nie przeszedł niezauważony. Zdarzało się, że przechodziliśmy kontrolę nawet dwa razy w ciągu kilku minut, co było naprawdę uciążliwe. Jak dla mnie, porażka!

Co więcej, bilet był oczywiście kosmicznie drogi i ważny jedynie przez dwa dni. Co jeszcze więcej, nasz drugi dzień zwiedzania przypadł na Sylwestra Chińskiego Nowego Roku i wszystko zamknęło się ok. 14-tej. Nikt nie raczył nas o tym wcześniej poinformować, bo nikt z tych młodych ludzi, nie umiał ani słowa po angielsku. Na szczęście, my wszystko zdążyliśmy zwiedzić pierwszego dnia i na drugi został nam tylko rejs po rzece, na który i tak wybraliśmy się z samego rana.

Gdy zobaczyliśmy jak pracownicy zmywają się do domów i wreszcie można się wszędzie swobodnie poruszać, pomyśleliśmy, że może taki stan rzeczy utrzyma się dłużej, a przynajmniej w pierwszy dzień Nowego Roku. Oczywiście nie mieliśmy racji i czerwona ekipa powróciła do akcji następnego dnia, z samego rana!

Reasumując, ciężko było w tym Fenghuang! Rozczarowanie za rozczarowaniem! Wszystko nie tak, jak powinno być!

I właśnie dlatego, opuściliśmy je bez żalu, a wręcz z poczuciem ulgi.

Nie wiem na ile, należy to zrzucać na karb świąt i czy gdybyśmy byli tam w innym okresie, to byłoby inaczej. Prawdopodobnie nigdy, nie będzie nam dane się o tym przekonać.

Chiński Sylwester.

A teraz, aby jednak zakończyć pozytywnym akcentem, chciałabym jeszcze wspomnieć o tym, jak spędziliśmy Sylwestra Chińskiego Nowego Roku.

To, że ten dzień przyszło nam świętować akurat w Fenghuang, nie było przypadkiem, a celowym zabiegiem. Spodziewaliśmy się, że będąc z dala od wielkich miast, w jednym z pięknych, chińskich, antycznych miasteczek, będziemy mieli okazję zobaczyć jakieś noworoczne celebracje. Tak się oczywiście nie stało, ale i tak spędziliśmy miły dzień.

dsc_0979-copy

Ludzie od samego rana wystrzeliwali fajerwerki. O ile mamy to na co dzień, gdyż takie tu zwyczaje (będzie o tym przy innej okazji) i zdążyliśmy się przyzwyczaić do nagłych i częstych hałasów, to tym razem, momentami stawało się to trudne do wytrzymania. Huki rozlegały się ze wszelkich możliwych stron i nie było im końca. W tym miejscu należy też zaznaczyć, że fajerwerki w Chinach różnią się od naszych. O ile u nas chodzi raczej o efekt wizualny, tu najwyraźniej stawia się na ten dźwiękowy. Tylko część sztucznych ogni rozświetla się na niebie, podczas gdy większość powoduje jedynie hałas. W połączeniu z opustoszałymi ulicami i pozaciąganymi wszędzie roletami, tworzyło to iście wojenny krajobraz. Można było odnieść wrażenie, że wszyscy poukrywali się przed wybuchami. Nawet mając świadomość, że to tylko fajerwerki, ciężko było zapanować nad dreszczami. Atmosfera była naprawdę bardzo specyficzna i z pewnością niezapomniana.

I tak było godzinami, bez końca. Cały dzień i noc, nawet długo po północy!

Wieczorem oczywiście wszystko zaczęło się dodatkowo nasilać. Przechadzając się murami miasta, wszędzie widzieliśmy ciemne sylwetki ludzi, trzymające w rękach strzelające w powietrze tuby. Wokół biegały dzieci i podpalały kadzidła i petardy. W połączeniu z pięknie oświetlonymi budynkami, tworzyło to bardzo specyficzną atmosferę.

Ostatecznie nawet my postanowiliśmy przyłączyć się do tego masowego strzelania i kupiliśmy trochę sztucznych ogni. Kasper wystrzelał je nad rzeką, a później, o północy, na jednym z mostów.

dsc_1012-copy dsc_1037-copy dsc_1096-copy

Nie ulega wątpliwości, że ten dzień będziemy wspominać bardzo ciepło, chociaż nie udało nam się zobaczyć żadnych występów ani celebracji. Poza masową zbiórką mieszkańców na Phoenix Square i fajerwerkami, absolutnie nic w Sylwestra, w Fenghuang się nie działo. No ale cóż, najwyraźniej tak tam się świętuje.

Informacje praktyczne: my do Fenghuang dojechaliśmy autobusem, bezpośrednio z dworca w Zhangjiajie. Bilet kosztował 80 RMB. Można też jechać pociągiem, ale tylko do Jishou albo Huaihua, a resztę dystansu i tak trzeba pokonać autobusem. Wyjdzie trochę taniej, ale na pewno jest to bardziej skomplikowane.

Bilet wstępu, który umożliwia spacerowanie po uliczkach, rejs rzeką i wstęp do ok. 10 zabytków, kosztuje 148 RMB.

Tutaj lista i informacje na temat innych antycznych i wodnych miasteczek, a także wiosek wartych odwiedzenia. Dla nas Fenghuang było kolejnym takim miejscem, po Pingyao i Luzhi.

Napisane przez

Małgorzata Kluch

Cześć! Tutaj Gosia i Kasper. Blog wysrodkowani.pl jest poświęcony podróżom i życiu w Chinach. Po pięciu latach spędzonych w Azji i eksploracji tamtej części świata, jesteśmy z powrotem w Europie, odkrywając nasz kontynent.