Odkąd odkryliśmy małe, zabytkowe, chińskie miasteczka, staramy się zobaczyć ich jak najwięcej i zawsze gdy gdzieś jedziemy, szukam takich w pobliżu. Podczas naszej ubiegłorocznej, letniej podróży, zobaczyliśmy Pingyao, a w zimie tego roku, zawitaliśmy do Fenghuang. Niedługo wybieramy się do prowincji Guangxi i tam też chcemy zobaczyć jedną lub dwie miejscowości.

Jak już wielokrotnie wspominałam, również okolice Suzhou obfitują w podobne miejsca, które w dodatku usiane są licznymi kanałami, co czyni je wyjątkowo urokliwymi. Do tej pory odwiedziliśmy Luzhi i Tongli, którymi byliśmy zachwyceni, a ostatnio przyszła pora na Zhouzhuang. Niestety okazało się ono rozczarowaniem.

Złożyło się na to wiele czynników. Po pierwsze, wiązaliśmy z tym miasteczkiem spore oczekiwania, gdyż zarówno wizyta w Luzhi, jak i w Tongli, były wspaniałym przeżyciem i po prostu nie spodziewaliśmy się, że w Zhouzhuang miałoby być inaczej. Co więcej, miasteczko jest dość szeroko rozreklamowane, a nawet promuje się jako China’s No. 1 Water Town (jest tam taka tablica). Po drugie, pogoda nas nie rozpieszczała i upał był tak straszny, że odbierał chęć do życia, a co dopiero do zwiedzania. Tłumy ludzi też były niemałe, w dodatku w dużej mierze składały się ze zorganizowanych, głośnych wycieczek.

To, co jednak rozczarowało nas najbardziej, to ludzie atakujący nas z każdej strony i stale namawiający do kupna jakichś produktów. Oczywiście zdarza się to w wielu miejscach, ale rzadko z takim natężeniem, a tutaj sklepów i restauracji było tak wiele, że właściwie ciężko było dostrzec cokolwiek innego. My nie lubimy jak ktoś nas tak nagabuje, bo przecież sami widzimy, co mają do zaoferowania, a poza tym, wolimy sobie daną rzecz obejrzeć na spokojnie, a nie w towarzystwie trajkoczącej do nas po chińsku osoby. Co więcej, raczej nie jesteśmy teraz “na kupnie” jedwabnej pościeli.

Kolejna rzecz, która nam się nie spodobała to to, że tak naprawdę niewiele było tam do zobaczenia. Uliczki, kanały, mostki i budynki były oczywiście piękne, ale zarówno w Tongli, jak i Luzhi, oprócz tego mogliśmy zobaczyć rezydencje, ogrody i inne ciekawe miejsca. Tutaj było pod tym względem kiepsko. Owszem, weszliśmy do dwóch rezydencji: Shen i Zhang, ale były tak przeciętne i nijakie, że nic nie zatrzymało naszej uwagi na dłużej i właściwie tylko przez nie przemknęliśmy. Nie mam też stamtąd praktycznie żadnych zdjęć.

Odwiedziliśmy również dwie świątynie: Quanfu (buddyjską) oraz Chengxu (taoistyczną). Ta druga jest całkiem ładna, ale ewidentnie nastawiona na zysk. Od jednego Chińczyka dostaliśmy kadzidełka, które mieliśmy podpalić i wbić do kadzielnicy myśląc sobie życzenie. Następnie przechodziło się do głównego pomieszczenia, gdzie przy ołtarzu czekała pani i nakłaniała do klękania na poduszkach i odprawiania modłów. Następnie z dużego pojemnika wyciągało się karteczkę z wróżbą, z którą następnie szło się do pana siedzącego przy biurku. Coś z tych karteczek wróżył, a w zamian oczekiwał pieniędzy. Oczywiście nikt z tych osób nie znał słowa po angielsku, ale nie przeszkodziło im to w namawianiu nas do skorzystania z ich usług. Co z tego, że nie zrozumielibyśmy z wróżby ani słowa.

Na szczęście trafiliśmy na chińskiego turystę, który wytłumaczył nam cały proces. Nie omieszkał również wyrazić swojego zdania na ten temat, które sprowadza się do tego, że w świątyniach przede wszystkim zarabia się pieniądze. Jest to smutne zjawisko, które sami już od dawna zauważamy. Nie ukrywam, że jest to dla mnie dużym rozczarowaniem, gdyż przed przyjazdem do Chin, inaczej wyobrażałam sobie religie wschodu.

Jedyne, co tak naprawdę wyróżnia Zhouzhuang spośród innych podobnych mu miejsc, to kilka warsztatów, w których można zobaczyć tradycyjne metody wyrabiania różnych produktów. Przypuszczam, że zorganizowano je na pokaz i są to takie niby muzea, ale są ciekawe i tam przynajmniej nikt nas na nic nie namawiał. Widzieliśmy dzbany na alkohol, płytki chodnikowe, a także jakieś dziwne wrzeciona i panów, którzy robią grzebienie. Było to całkiem ciekawe, a np. takie dzbany wciąż są w użyciu, bo stale widzimy je na lokalnych targach.

Podsumowując, drugi raz byśmy już do Zhouzhuang nie pojechali. Luzhi i Tongli zdecydowanie górą!

dsc_0823-copy dsc_0858-copy dsc_0877-copy dsc_0895-copy dsc_0905-2-copy dsc_0909-copy

Informacje praktyczne: z Suzhou do Zhouzhang można dojechać autobusem z dworca znajdującego się tuż przy dworcu kolejowym. Z biletem autobusowym można od razu kupić bilet wstępu do miasteczka, który obejmuje również rejs łódką. Łączna cena to 116 RMB.

Napisane przez

Małgorzata Kluch

Cześć! Tutaj Gosia i Kasper. Blog wysrodkowani.pl jest poświęcony podróżom i życiu w Chinach. Po pięciu latach spędzonych w Azji i eksploracji tamtej części świata, jesteśmy z powrotem w Europie, odkrywając nasz kontynent.