
Za nami kolejna wycieczka w okolice Chongqing. Jak już wielokrotnie wspominałam, poza miastem znajdują się prawdziwe cuda przyrody i chociaż dojazd w te miejsca jest wyjątkowo trudny, naprawdę warto się poświęcić.
Tym razem wybraliśmy się do Wuling Mountain Great Rift Valley. Jest to miejsce, do którego mieliśmy jechać już w październiku, ale z powodu komplikacji z dojazdem, ostatecznie wylądowaliśmy w zupełnie innych górach.
Teraz, po wielu miesiącach, wreszcie podjęliśmy kolejną próbę dotarcia do Wuling i niewiele brakowało, a po raz kolejny by nam się nie udało.
Pociąg.
Wstaliśmy o 6-tej rano, aby zdążyć na pociąg do Fuling. Pojechaliśmy na stację kolejową, gdzie co prawda bez problemu dostaliśmy bilety, ale okazało się, że jesteśmy nie w tym budynku, co trzeba. Aby udać się do właściwego, musieliśmy wziąć autobus.
Tak bowiem zorganizowana jest główna stacja kolejowa w Chongqing, że ma dwa place: South Square i North Square. Metro dojeżdża tylko do tego pierwszego, a to z drugiego zawsze odjeżdżają pociągi, które nas interesują. Dziwne, prawda? Metro nie dojeżdża do najważniejszej stacji kolejowej w Chongqing!
No nic, i tak zdążyliśmy na czas i po ok. 40 – minutowej przejażdżce, byliśmy już w Fuling.
Autobusy.
Z pociągu udaliśmy się prosto do zajezdni autobusowej, gdzie chcieliśmy złapać autobus i dowiedzieć się, jak dojechać w góry. Poszło słabo. Co prawda pewna młoda dziewczyna udzieliła nam wskazówek, ale raczej ogólnych i tak naprawdę nie wiedzieliśmy co będzie.
W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że przed wyjazdem, próbowałam oczywiście znaleźć informacje na temat dojazdu do Wuling, ale nie udało się i miałam tylko bardzo ogóle pojęcie. Wiedziałam, że prawdopodobnie mamy udać się na wschodnią stację autobusową.
W każdym razie, póki co, trafiliśmy do autobusu 101, którym jechaliśmy bardzo długo, przez całe miasto.
Wysiedliśmy w momencie, gdy Kasper zauważył, że na przystanku pojawił się rozkład autobusu 208, a o tym numerze wspominała dziewczyna.
Wysiedliśmy na następnym przystanku i okazało się, że nie ma na nim autobusu 208, więc musieliśmy wracać na poprzedni przystanek, który był akurat wyjątkowo daleko i pod górę, a w dodatku zaczęło padać.
Na przystanku wyczytałam ze znaków, że autobus 208C jedzie w góry. Kasper postanowił jednak zagadać do starszych kobiet, a one zaczęły mocno gestykulować, mówić, że tego autobusu nie ma i wskazywać nam kierunek, z którego właśnie przyszliśmy.
Po chwili daliśmy za wygraną i poszliśmy z powrotem w dół, gdzie najwyraźniej trafiliśmy na tą wschodnią stację autobusową.
W informacji dowiedzieliśmy się, że autobusy do Wuling odjeżdżają o 8:20, 9:50 i 13:20. Była 9:54, więc spóźniliśmy się cztery minuty i autobusu niestety już nie było. Czekanie do 13:20 nie wchodziło oczywiście w grę, bo jak dojechalibyśmy w góry, to zaraz trzeba by było wracać.
Zrezygnowani wyszliśmy na ulicę i poszliśmy w dół szukać kolejnego przystanku autobusu 208. Nie znaleźliśmy, więc zaczęliśmy wracać z powrotem pod górę. Cały czas padał deszcz, ale na szczęście niezbyt silny.
Taksówka.
Złapałam taksówkę, ale koleś zażyczył sobie 200 RMB. Wydało mi się to trochę za dużo, gdyż dystans nie był aż tak pokaźny.
Myśleliśmy o DiDi, ale nigdy wcześniej nie korzystaliśmy z tek aplikacji, więc nie bardzo uśmiechało nam się ryzykować, zwłaszcza, że kierowcy bardzo często dzwonią, zanim przyjadą.
Kasper na tym etapie był już mocno zdenerwowany, żeby nie użyć innego słowa i nawet zaczęliśmy myśleć o powrocie do domu.
Wtedy jednak, złapałam kolejną taksówkę, stargowałam ze 160 na 150 RMB i pojechaliśmy.
Trasa była dość długa, z czego część prowadziła przez dość niebezpieczną, górską drogę, ale dojechaliśmy w jednym kawałku. Było dopiero po 11-stej, gdy znaleźliśmy się przed ogromnym centrum turystycznym.
Infrastruktura.
Budynek jest naprawdę pokaźny, a przed nim znajduje się rozległy plac. Tego dnia, nie było tam jednak prawie żadnych ludzi. Był dzień po Dragon Boat Festival, a miejsce świeciło pustkami.
Jak na Chiny, jest to zjawisko nietypowe, ale okolice Chongqing są jakieś inne. Do tej pory wszystkie miejsca, które tu odwiedziliśmy, miały ogromną infrastrukturę turystyczną, ale prawie żadnych turystów.
Dlatego też, nie zdziwiliśmy się za bardzo. Jedyne co nas tak naprawdę zastanawia, to powód tego stanu rzeczy. Czemu nikt nie jeździ w te góry, skoro są tak zachwycające?
Czyżby przez niedorzeczny i wręcz niemożliwy dojazd?
Autobusy, meleksy, kolejki linowe i dywany, czyli wszystko to, co spodziewasz się zobaczyć w górach.
W góry w Chinach przyjeżdża się po to, aby na nie popatrzeć (i zrobić zdjęcia), a nie po to, żeby po nich chodzić.
Dlatego pierwsze co polecono nam zrobić, to wsiąść do autobusu. Gdy uzbierało się ok. 10 osób, ruszyliśmy na krótką przejażdżkę.
Później, gdy kawałek trasy przeszliśmy na nogach, zostaliśmy zapakowani do meleksa, którym pokonaliśmy kolejne kilometry (najwyraźniej nie wystarczająco atrakcyjne, aby pokonywać je na nogach, chociaż my mamy na ten temat inne zdanie). Następnie, po przejściu kolejnego kawałka trasy, trafiliśmy do kolejki linowej, którą wyjechaliśmy z powrotem na szczyt. Wtedy ponownie zapakowano nas do autobusu, którym wróciliśmy do punktu wyjścia.
Natomiast w pewnym momencie, tuż zanim trafiliśmy do meleksa, zauważyliśmy, że na drodze jest dywan. Zapewne po to, żebyśmy się nie poślizgnęli.
Wyobrażacie to sobie?! Dywan w lesie!
Iron Wall.
Najpiękniejszym miejscem w Wuling, jest ogromna ściana skalna z małym prześwitem. Zachwyca jej kolorystyka i fakt, że jest tak równa. Wygląda, jakby ktoś odciął ją nożem od innej skały.
Oczywiście Chińczycy wybudowali sobie w tym miejscu wiszący most, prowadzący przez sam jej środek, ale na szczęście udało im się nie zepsuć krajobrazu.
Jest to naprawdę niesamowite miejsce.
Hanging Boardwalk.
Po wyjściu z meleksa, trafia się na wąską ścieżkę przylegającą do ściany skalnej. Pod spodem, na dnie przepaści, płynie mała rzeczka. Natomiast wszędzie wokół są skały, z czego każda kolejna, tworzy ciekawszy krajobraz.
Jest to miejsce zachwycające, a zwłaszcza w pogodę, na jaką my trafiliśmy. Z góry sączyła się woda, wszystko owiane było lekką mgiełką, a gdy weszliśmy do naprawdę wąskiego prześwitu, ogarnęły nas ciemności. Było wręcz magicznie!
Z tego co wyczytałam, ścieżka ma 1500 metrów i jest usytuowana średnio 100 metrów powyżej dna doliny. Natomiast w najwyższym miejscu, ta odległość sięga 180 metrów.
Nie jestem jednak przekonana, że te liczby są prawdziwe. Nie miałam wrażenia, że jestem aż tak wysoko.
Małpy.
W Wuling zobaczymy też małpy, a dokładnie makaki. Jest to pierwsze miejsce od dłuższego czasu, gdzie udało nam się zobaczyć ich tak wiele.
O dziwo były bardzo spokojne i nie wyglądały, jakby tylko czekały na chwilę naszej nieuwagi, aby ukraść coś do jedzenia.
Wręcz przeciwnie, zdawały się być zajęte samymi sobą. Być może dlatego, że są dokarmiane i były akurat w trakcie posiłku.
Tęczowy tunel na zakończenie spaceru.
Wychodząc z parku, mieliśmy jeszcze „przyjemność” przejść się tunelem wydrążonym w skałach. Było to ciekawe przeżycie, zwłaszcza ze względu na ubarwienie sklepienia, które w pewnym momencie, stało się tęczowe. Zobaczcie zresztą sami.
Babcie.
Na koniec jeszcze mała historyjka.
Otóż gdy wracaliśmy do Fuling, autobus był trochę przepełniony. Ja siedziałam, ale gdy zobaczyłam, że wsiada jakaś babcia, zaoferowałam jej swoje miejsce. Z ogromnymi uśmiechami odmówiła w sposób, który nie znosił sprzeciwu.
Niedługo później wsiadła jednak kolejna babcia i ona już z mojej oferty skorzystała.
Po chwili gadał o mnie cały autobus, a babcie obdarowywały mnie największymi uśmiechami, jakimi dysponowały i dostałam mnóstwo uniesionych do góry kciuków. Zwłaszcza ta pierwsza babcia, nie mogła opanować zachwytu. Była przeszczęśliwa. Natomiast siedzące babcie, próbowały zrobić dla mnie miejsce pomiędzy swoimi siedzeniami.
Co nam mówi ta historia?
To tylko dowód na to, jak młodzi ludzie w Chinach podchodzą do zasad dobrego wychowania. Jeśli ustąpienie miejsca starszej osobie w autobusie wywołuje tak ogromne poruszenie i wdzięczność, to oznacza to, że takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często. Moim zdaniem, jest to bardzo przykre.
Podsumowanie.
Wuling Mountain Great Rift Valley to przepiękne miejsce i naprawdę szkoda, że tak ciężko tam dotrzeć. Chętnie pojechałabym tam ponownie, gdyby nie wiązało się to z wielogodzinną przeprawą i to w dodatku tak wieloma środkami transportu.
Oczywiste jest, że państwo zainwestowało mnóstwo pieniędzy na rozwój tego miejsca, poprzez wybudowanie ogromnego centrum turystycznego, kolejki linowej i tych wszystkich ścieżek. Do tego dochodzą autobusy, meleksy i wiele innych rzeczy. A nikt tam nie jeździ! Jak wychodziliśmy przez bramki, okazało się, że tego dnia, przed nami było zaledwie 69 osób!
Może dałoby się przeznaczyć małą część tych wszystkich pieniędzy, jakimi dysponują i zorganizować chociaż jeden autobus, który z samego rana jechałby do Wuling z Chongqing, a po zamknięciu parku, wracał. W końcu po co komu taki wielki park, jeśli nie da się tam sprawnie dojechać?!
Informacje praktyczne: Teraz już wiemy, jak sprawnie dojechać do Wuling: najpierw pociągiem do Fuling, a następnie, z dworca kolejowego, autobusem 101 do wschodniej stacji autobusowej (właściwie jeden przystanek wcześniej). Stamtąd autobusem 208 do kolejnej większej miejscowości, a resztę trasy taksówką. Ze stacji autobusowej też jest autobus, ale o 8:20 albo 9:50, a następny dopiero o 13:20.
Bilet wstępu do Wuling Mountain Great Rift Valley kosztuje 75 RMB i o dziwo, obejmuje oba autobusy, meleks, a nawet kolejkę linową.
Super miejsce, fantastyczne zdjęcia, aptetyt na górskie klimaty mi się włączył 🙂
haha, nie dziwię się 🙂 miejsce jest naprawdę piękne 🙂