
Wszystkim osobom, które zapytały nas dlaczego pojechaliśmy do Lublina i co tam jest, mam do powiedzenia jedno – Lublin jest zajebisty!
Szczerze mówiąc, sami byliśmy zaskoczeni, że aż tak.
Chyba najbardziej urzekło mnie to, że pomimo tego, że trafiliśmy na spory event – Noc Kultury, przez co w mieście było dużo ludzi, to i tak nie było aż tak tłoczno, jak chociażby w Krakowie w zwykły dzień.
Lublin jest jednym z największych miast w Polsce, a jednocześnie udaje mu się zachować klimat małego, przytulnego miasteczka.
Kamienice na Starym Mieście są cudnie kolorowe i naprawdę zachwycające, restauracje serwują znakomite jedzenie, ludzie są uprzejmi (poza kontrolerami biletów, których nie pozdrawiamy) i wszędzie można dojść na nogach. Co więcej, jest to miasto z niezwykle bogatą historią i my z ogromną przyjemnością nieco bliżej się z nią zapoznaliśmy.
Jak wspomniałam powyżej, trafiliśmy też na Noc Kultury, dzięki czemu mieliśmy okazję uczestniczyć w kilku fajnych wydarzeniach, w tym również tych dedykowanych dla dzieci.
Natomiast podczas naszej wizyty w Muzeum Wsi Lubelskiej, odbywały się Sianokosy, które okazały się niezwykle ciekawym i edukacyjnym sposobem na spędzenie czasu.
Wrażeń zatem nam nie brakowało, a ich różnorodność była wręcz imponująca. Dlatego też nie mamy wątpliwości, że do Lublina wybierzemy się ponownie. I to z ogromną chęcią.
Natomiast jeśli miałabym wybrać dwa miejsca w Lublinie, które koniecznie trzeba odwiedzić, to byłyby to: Zamek Lubelski i Muzeum Wsi Lubelskiej.
Na zamku są bardzo ciekawe ekspozycje, a z wieży Donżon rozpościera się najpiękniejsza panorama na miasto. Natomiast Muzeum Wsi Lubelskiej to istne cudo z budynkami pochodzącymi z różnych okresów historycznych, więc potężna dawka historii gwarantowana. Co więcej, jest to idealne miejsce na przyjemny spacer albo piknik.
Mandragora.
Pierwsze co zrobiliśmy po dotarciu na lubelski Rynek, to odnalezienie restauracji, o której wyczytałam w internetach same dobre rzeczy.
Mowa o restauracji żydowskiej Mandragora, która serwuje pyszniutkie jedzonko, w tym znakomite cebularze.
Wnętrze i ogródek są pięknie urządzone, a z głośników leci żydowska muzyka, która bardzo przypadła do gustu Zojce. Spontanicznie stanęła na ławie i zaczęła tańczyć w jej rytm. Jest to naprawdę piękne, że dzieci w tym wieku są takie naturalne i potrafią z taką łatwością dać się ponieść emocjom.
Także miejsce polecamy i to bardzo. My w każdym razie, podczas następnej wizyty w Lublinie, na pewno nie omieszkamy ponownie zawitać do Mandragory.
Podziemia.
Jedną z atrakcji Lublina, która została nam polecona, była wizyta w lubelskich podziemiach.
Jako że przy kupnie biletów odradzono nam pójście tam z dzieckiem (podobno miało być zbyt strasznie dla Zojki), na zwiedzanie wybraliśmy się osobno.
Ja poszłam od razu, pierwszego dnia, czyli 2 czerwca. Okazało się, że jest to rocznica wielkiego pożaru, który nawiedził Lublin, a dokładnie dzielnicę żydowską, w XVIII w.
Na zakończenie wycieczki po podziemiach, wszyscy siadają w małej salce i oglądają inscenizację tego pożaru, która pokazuje miedzy innymi jak Dominikanie wynoszą relikwię świętego krzyża poza mury miasta i w ten sposób ją ratują. Pożar wkrótce ustaje, więc relikwia ratuje miasto. Cud!
Wybrzmiewa też krótka modlitwa i donośne ’’Amen’’ na sam koniec. Dość mrocznie i mocno religijnie. Jest też jeden głośny grzmot i to chyba właśnie to jest ta część, która mogłaby przestraszyć dziecko. W każdym razie, niczego innego, co mogłoby być chociaż troszkę przerażające, podczas tej wycieczki nie odnotowałam.
Same podziemia nie są jakoś szczególnie fascynujące. Na początku ogląda się kilka makiet, które przedstawiają miasto w dawnych czasach. Pierwsza makieta pokazuje Lublin z VIII/X w., ale osadnictwo było w tym miejscu już wcześniej, ok. VI w. Prawa miejskie Lublin uzyskał natomiast w XIV w.
Jeśli znacie powiedzonko ’’pasuje jak wół do karety”, to być może zaskoczy Was informacja, że podobno pochodzi ono właśnie z Lublina.
Jak dowiedziałam się od przewodnika oprowadzającego po podziemiach, do Lublina miał kiedyś przyjechać Stanisław August Poniatowski, w związku z czym wybudowano piękne bramy. O drogach jednak nikt już nie pomyślał, tudzież zabrakło funduszy i karoca z królem utknęła w błocie. Aby ją wyciągnąć, trzeba było użyć woła.
Podobno król sypnął później kasą dla miasta, ale do Lublina więcej nie przyjechał.
To co mnie osobiście bardzo zainteresowało, to informacja, że pod kamienicami na lubelskim Rynku można się spodziewać piwnic do trzech pięter w dół! Jest to dość niesamowite.
Na potrzeby trasy podziemnej kilka takich piwnic zostało połączonych.
Bazylika Św. Stanisława.
Następny dzień zaczynamy od wizyty w Bazylice Św. Stanisława.
To jeden z tych kościołów, które mają z boku dziedziniec i idące wokół niego korytarze pełne sztuki sakralnej. Uwielbiam te kościoły. Zawsze jest w nich mnóstwo perełek i zazwyczaj można dowiedzieć się czegoś ciekawego.
W Bazylice Św. Stanisława jest dodatkowo mały skarbiec.
To tam doczytujemy więcej na temat relikwii Drzewa Krzyża św., która notabene została skradziona w 1991 r. i do tej pory nie odnaleziona.
Otóż według zapisów Jana Długosza, relikwia trafiła do Lublina za panowania Kazimierza Wielkiego, a przywiózł ją książę ruski Grzegorz. Zgodnie z inną relacją, relikwię w Lublinie zostawił biskup kijowski Andrzej za sprawą serii niebywałych cudów i było to w XV w.
Jak czytamy na tablicy informacyjnej: „W dziejach lubelskiej relikwii znalazły odzwierciedlenie wszystkie kolejne zagrożenia bytu miasta i Rzeczypospolitej: powstanie Chmielnickiego, „potop” szwedzki, wojna z państwem moskiewskim. W 1648 r. ona właśnie miała uchronić miasto przed atakiem wojsk Chmielnickiego. Wiara w jej opiekuńcze oddziaływanie utrwaliła się w następnych latach, przy czym traktowano ją wówczas nie tylko jako „palladium” miasta, lecz także „palladium” Królestwa.”
Pozostaje mieć nadzieję, że relikwia jeszcze kiedyś się odnajdzie.
Wieża Trynitarska.
Wspinając się na taras widokowy Wieży Trynitarskiej można podziwiać różne eksponaty, głównie sakralne, ale myślę, że idzie się tam głównie po panoramy jakie czekają na odwiedzających na szczycie.
Wieża jest tak blisko Rynku, że można z niej podziwiać wszystkie najważniejsze obiekty, w tym piękne kamienice, kościoły, a nawet stojący nieco na uboczu zamek.
Super widok, naprawdę.
Zamek Lubelski.
Początki Zamku Lubelskiego sięgają XII w., ale pierwszą jego częścią zachowaną do dzisiaj jest murowana wieża (Donżon), którą wybudowano w XIII w. Za panowania Kazimierza Wielkiego dobudowano zamek otoczony murem obronnym i wtedy też prawdopodobnie powstał gotycki kościół, znany obecnie jako Kaplica Trójcy Św., której ściany pokryto malowidłami bizantyjsko – ruskimi. Ukończono je w 1418 r. i na szczęście zachowały się do dziś. Piszę na szczęście, gdyż jest to jedna z najpiękniejszych kaplic jakie kiedykolwiek widziałam i wcale nie przesadzam. Istne cudo!
Wracając jeszcze do samego zamku, to był on oczywiście świadkiem ważnych wydarzeń historycznych, np. obrad sejmu w 1569 r., podczas których podpisano Akt Unii Polsko – Litewskiej – Unię Lubelską.
W XVII w. zamek został zniszczony (poza wieżą Donżon i Kaplicą), a po odbudowie w XIX w. stał się więzieniem na kolejne 128 lat!
Najpierw było to więzienie kryminalne Królestwa Kongresowego, później więzienie cesarskie (m.in. dla powstańców styczniowych), a w latach 1918 – 1939 siedzieli tam członkowie ruchu komunistycznego.
Po wybuchu II wojny światowej stało się więzieniem hitlerowskim, przez które przeszło 40 000 osób. Tuż przed ucieczką z Lublina, 22 lipca 1944 r. hitlerowcy rozstrzelali tam ponad 300 osadzonych. Wielu innych więźniów zostało wcześniej wywiezionych na Majdanek i zabitych właśnie w obozie.
W dalszych latach, na zamku funkcjonowało więzienie karno – śledcze, w którym do 1954 r. uwięziono ponad 30 000 osób, z czego 1000 zamordowano.
Więzienie zostało zlikwidowane w 1954 r., a od 1957 r. jest główną siedzibą Muzeum Lubelskiego.
Odwiedzając Donżon i pokonując kolejne piętra w drodze na szczyt, można dokładniej poczytać o poszczególnych etapach więziennej historii zamku i wszystkich strasznych zbrodniach, jakich tam dokonano.
W pozostałych salach muzealnych znajdują się wystawy dotyczące prehistorii, numizmatyki i można pooglądać trochę sztuki.
Następnie odwiedza się Kaplicę Trójcy Św., która jest oczywiście absolutną wisienką na torcie.
Podczas naszego pobytu na zamku, w związku z Nocą Kultury, na dziedzińcu można było też zobaczyć pokazy artystów, w tym żonglerów i różnych akrobatów. Zojce podobało się bardzo.
Jak już wspomniałam powyżej, z zamku, a dokładniej z wieży Donżon rozpościera się też przepiękny widok na Stare Miasto i jest to moim zdaniem najładniejsza panorama w Lublinie.
Doskonale widać stamtąd jak zielonym miastem jest Lublin. Wszędzie rozciągają się ogromne połacie drzew i zieleni, co tworzy naprawdę zjawiskowy obrazek.
Tak więc, Zamek Lubelski jest zdecydowanie obowiązkowym punktem programu podczas wizyty w mieście.
Potężna dawka historii w muzealnych ścianach, oszałamiająco piękna Kaplica Trójcy Św. i niezapomniany widok na miasto z wieży Donżon. Czego chcieć więcej?
Archikatedra Lubelska pw. św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty.
Archikatedra Lubelska pw. św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty to jeden z ciekawszych kościołów w Lublinie i na pewno warto tam wstąpić. Wnętrze jest naprawdę piękne, zwłaszcza sklepienia, a i kilka faktów historycznych na pewno przykuje uwagę odwiedzających.
Przykładowo, 3 lipca 1949 r. miał tam miejsce tzw. „cud lubelski”, kiedy to na obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej pojawiły się łzy. Oczywiście zapoczątkowało to kult, który trwa do dziś. W 1998 r. został potwierdzony, gdy Jan Paweł II wyraził zgodę na koronacje obrazu.
Mnie osobiście spodobała się kaplica, w której na jednej ze ścian przedstawiono Całun Turyński. Jest to oczywiście kopia, ale bardzo dokładna, a z boku znajduje się tabliczka z wyjaśnieniem jak odczytywać ślady na całunie. Bardzo ciekawe.
Muzeum Historii Miasta Lublina.
Wieczorem wybraliśmy się na krótkie zwiedzanie Muzeum Historii Miasta Lublina. Od 18:00 wstęp był darmowy z okazji Nocy Kultury.
Jak można się domyślić po nazwie, w muzeum zobaczymy wystawy historyczne i dowiemy się m.in. tego, że Lublin został otoczony murami obronnymi w XIV w., za panowania Kazimierza Wielkiego.
Jest też trochę eksponatów, w tym piękne klucze do miasta z XVIII w. Natomiast z okien rozpościera się ładny widok na najbliższą okolicę muzeum.
Noc Kultury.
Podczas Nocy Kultury, odbywało się mnóstwo wydarzeń w różnych częściach miasta.
My postanowiliśmy wybrać się na dedykowane dzieciom przedstawienie pt. „Arka”. Widzieliśmy też mimów i akrobacje na zawieszonych na wysokości szarfach, w tym przedstawienie o Królewnie Śnieżce.
Oprócz tego, w mieście rozstawiono różne ciekawe instalacje i dekoracje, które z przyjemnością odkrywaliśmy w ciągu całego dnia. Przykładowo na jednej z uliczek w samym centrum rozwinięto trawę, a powyżej rozwieszono lampiony z bibuły i plastikowych butelek. Na placu Po Farze też była trawa, a część łuków dawnej budowli została odtworzona przez artystów plecionkarstwa. Powstała tam też gigantyczna pszczoła.
Muzeum Wsi Lubelskiej.
Jeden dzień poświęciliśmy w całości na wizytę w Muzeum Wsi Lubelskiej. Jak na skansen przystało, można tam zobaczyć jak kiedyś wyglądało życie na wsi, jak mieszkali ludzie, czym zajmowali się na co dzień.
Ekspozycja w Lublinie jest bardzo bogata, gdyż znajdują się tam obiekty z różnych okresów historycznych, a teren muzeum jest tak ogromny, że można tam spędzić cały dzień. Jest też karczma z bardzo dobrym jedzeniem, gdzie spróbowaliśmy zupy mięsnej o nazwie forszmak lubelski.
Co więcej, co jakiś czas odbywają się tam różne wydarzenia, które moim zdaniem są świetnym sposobem na spędzenie czasu i dowiedzenie się czegoś nowego. Dlatego też, przed przyjazdem do miasta sprawdziłam kalendarium imprez w muzeum i wiedziałam, że w niedzielę 4 czerwca, będą w skansenie sianokosy.
My byliśmy na miejscu przed czasem i usadowiliśmy się na małej górce w cieniu, skąd obserwowaliśmy koszenie trawy za pomocą kos, grabienie i przewracanie siana. Była też pani, która robiła za narratora i cały czas opowiadała o tym, co widzimy, tłumacząc wiele rzeczy. Dowiedziałam się na przykład, że sianokosy były jednym z fajniejszych zajęć na wsi. Dziewczyny cieszyły się, że mogą się wtedy ładniej ubrać i była to w miarę lekka praca.
Widzieliśmy też, jak na polanę kobiety przynoszą jedzenie i wszyscy robią wtedy przerwę i siadają do wspólnego posiłku w cieniu.
Wszystko wyglądało bardzo realistycznie i naprawdę bardzo się cieszę, że mogłam coś takiego zobaczyć. Zojka raczej nie bardzo łapała o co chodzi, ale i tak się wybawiła, bo Kasper plótł jej wianki z kwiatków.
Co do samego skansenu, to oglądaliśmy m. in. stajnię z początku XX w., cerkiew z XIX w., czy też kościółek z XVII w., który jest najstarszym zachowanym drewnianym kościołem parafialnym na Lubelszczyźnie. W sektorze miasteczko widzieliśmy plebanię, mieszkanie burmistrza, zakład szewski, areszt, piwiarnię, czy też sklep z tytoniem. Szczerze mówiąc, ta sekcja podobała mi się najbardziej.
Były też zwierzątka, więc Zojka napatrzyła się na kurki, kaczuchy i koniki, w tym również źrebaczki.
Natomiast w pobliżu wejścia do skansenu stoi potężny wiatrak typu holenderskiego, który można oglądać już od 1976 r. Był to pierwszy obiekt muzealny na terenie skansenu.
Co jeszcze zobaczyć w Lublinie?
Przechadzając się po lubelskiej starówce można natknąć się na sporo ciekawych, dość nieoczywistych perełek. Naprawdę warto dobrze się rozglądać! Poniżej kilka miejsc, które zwróciły naszą uwagę.
Lubelskie Koziołki.
Okazuje się, że tak jak Wrocław ma swoje krasnale, tak Lublin ma koziołki.
Nie ukrywam, że byłam tym faktem zaskoczona, gdyż nigdy wcześniej nie natknęłam się na żadną wzmiankę na ten temat.
W każdym razie, przechadzając się po mieście, można natknąć się na kilka figurek koziołków. My widzieliśmy trzy.
Bezpośrednio przy Bramie Krakowskiej stoi Kazik, który jest ponoć odpowiedzialny za jej krzywiznę. Po drugiej stronie ulicy, na schodach pobliskiego budynku, stoi Onufry, którego należy złapać za rogi, aby nie być ubogim. Jest też Światłowid, który przynosi szczęście tym, którzy dotkną jego słuchawki (nowy nabytek, na tabliczce widniała data 01.06.2023 r.).
Widzieliśmy też jednego większego kozła, ale nie wiem czy on też jest częścią kolekcji.
Kamień Nieszczęścia.
Na skrzyżowaniu ulic Teodora Gruella i Jezuickiej znajduje się Kamień Nieszczęścia, którego pod żadnym pozorem nie można dotykać. Wielu osobom na przestrzeni lat przyniósł on ogromne nieszczęście, więc lepiej nie kusić losu.
W jednym z muzeów można wysłuchać nagrania dość szczegółowo opowiadającego historię tych ludzi, ale nie mogę sobie teraz przypomnieć, w którym. Być może jest to Wieża Trynitarska?
Kot.
Jedna z kamienic na ulicy Grodzkiej jest przyozdobiona wizerunkami kotów, motywami z twórczości znanego artysty, grafika Andrzeja Kota. Przez ponad 40 lat (1952 – 98) tworzył on swoje prace w budynku obok.
Latarnia Pamięci.
Niedaleko ścisłego centrum miasta, na terenie dawnej dzielnicy żydowskiej, od 2004 r. stoi Latarnia Pamięci. Jest to „wieczne światło”, które upamiętnia tych, których już nie ma.
Centrum handlowe VIVO!
Tuż przed powrotem do Krakowa, udaliśmy się jeszcze do galerii VIVO!, która znajduje się rzut beretem od zamku, a na jej dachu rozpościera się ogród i strefa relaksu.
Super miejsce, aczkolwiek cienia jak na lekarstwo, więc w upalny dzień przebywanie tam jest mocno uciążliwe.
Sam pomysł zazielenienia dachu galerii handlowej uważam jednak za genialny. Co więcej, cudnie wpisuje się to w ogólny, zielony charakter miasta. Brawo Lublin za przyszłościowe myślenie. Nie to co u nas w Krakowie, gdzie drzew coraz mniej.
Podsumowanie.
Lublin nas oczarował i jestem przekonana, że jeszcze nie raz tam wrócimy. Miasto jest piękne, zielone, niesamowicie klimatyczne. Poza tym, jest tam jeszcze wiele miejsc, które chciałabym odwiedzić, w tym chociażby Majdanek.
Na pewno będę też starała się ustawiać wizyty tak, aby trafiać na kolejne wydarzenia w Muzeum Wsi Lubelskiej. Zobaczenie czegoś takiego jak sianokosy na własne oczy, w połączeniu z ubiorem z epoki, wszystkimi sprzętami, a nawet przerwą na posiłek, było niesamowitym i bardzo edukacyjnym doświadczeniem.
Moja ekscytacja po wizycie w mieście była na naprawdę wysokim poziomie i dlatego każdemu poleciłabym wycieczkę do Lublina. Lublin jest super! Być może awansuje nawet na moje ulubione miasto w całym kraju. Miejsce na podium ma w każdym razie w garści.