Pierwszego lipca (2018) rozpoczął się nasz ostatni rok w Chinach. Tym razem już na pewno.

Tego dnia pierwszy raz poszłam do nowej pracy, w której kontrakt mam na rok. Plan A zakłada, że wytrzymam do końca, ale nie kładę na to zbyt dużego nacisku. Tym razem jestem otwarta na to, co przyniesie przyszłość, a zwłaszcza najbliższe miesiące i jeśli uznam, że nie chcę już pracować w Chinach, ani kończyć tego kontraktu, to po prostu zrezygnuję i wyjadę.

Mam już dość uczenia, zwłaszcza w tym kraju i jestem gotowa wracać do domu. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, jak ważnym okresem w moim życiu był (i wciąż jest) pobyt w Państwie Środka i dlatego chcę jak najlepiej wykorzystać te ostatnie 12 miesięcy.

Jest jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, miejsc do odwiedzenia, potraw do spróbowania i przygód do przeżycia.

Mam czas, żeby wszystko sobie rozplanować i na spokojnie zrealizować, a następnie opisać to na blogu.

Stąd też, po zakończeniu każdego miesiąca, będę publikować krótkie sprawozdanie z tego, co się działo. Chcę jak najwięcej zapamiętać i zachować wspomnienia zarówno z pracy, jak i z naszego codziennego życia, wyjazdów, wyjść ze znajomymi i interakcji z Chińczykami. Mam nadzieję, że Was też to zaciekawi.

Luty 2019.

Początek miesiąca zastał mnie w Tajlandii, gdzie spędzałam zimowe wakacje. Odpoczywałam od pracy i nieprzyjemnej pogody, a czas poświęcałam głównie na relaks. O Bangkoku i Hua Hin, miejscach które odwiedziłam podczas tej krótkiej podróży, powstają oczywiście osobne wpisy.

Reszta miesiąca minęła dość szybko i obecnie mam za sobą dwie trzecie ostatniego kontraktu w Chinach!

Praca.

W lutym w pracy nie działo się praktycznie nic. Większość dzieci nie wróciła jeszcze z wakacji z okazji Chińskiego Nowego Roku i mnóstwo lekcji zostało odwołanych. Dobrze się złożyło, gdyż podobno mieliśmy w kuchni szczura. Rodzice pewnie nie byliby zadowoleni, gdyby się dowiedzieli, że po szkole lata wielki gryzoń.

Czas wolny.

Pogoda w lutym zaczęła robić się dość przyjemna, co skłoniło nas, aby ruszyć się trochę z domu.

W Walentynki wybraliśmy się wreszcie do Chongqing Garden Expo Park. Miejsce to odwiedziło wcześniej sporo naszych znajomych i polecali.

My niestety, wróciliśmy rozczarowani.

Ogólnie miejsce jest fajne, gdyż można sobie pochodzić i pobyć trochę wśród natury, ale do oglądania nie ma tam zbyt wiele.

Przeszliśmy przez ogródki poświęcone przeróżnym miejscom w Chinach, takim jak: Hong Kong, Macao, Kunming, czy też Urumqi. Niektóre były całkiem ładne, ale zachwytu z pewnością w nas nie wzbudziły.

Dlatego też, resztę ogrodu sobie odpuściliśmy.

Dzień później, już sama, pojechałam do Ciqikou Ancient Town. Byłam tam już w 2017 roku i zarzekałam się, że więcej nie wrócę z powodu tłumów turystów i braku autentyczności.

Zmieniłam zdanie, gdyż spodziewałam się, że zobaczę tam dekoracje w związku z Chińskim Nowym Rokiem.

Niestety znów się rozczarowałam, gdyż dekoracji nie było prawie wcale, a turystów jeszcze więcej niż ostatnio.

Na wąskiej uliczce, która zdaje się być tą główną, kłębiły się takie tłumy, że tworzyły się korki. Niemożliwością było iść swobodnie i w swoim tempie.

Ja czegoś takiego nie znoszę, więc byłam bardzo niezadowolona.

Jedyny plus jest taki, że przywiozłam stamtąd kurczaka, na którego mieliśmy chrapkę od początku pobytu w Chinach.

Nazywa się Beggar’s Chicken i jest to kurczak zawinięty w liście, następnie w brązowy papier, a na koniec obtoczony w glinie. Coś rewelacyjnego. Naprawdę pycha!

Innym razem wybraliśmy się do Ronghui Hot Springs.

Byliśmy tam już w zeszłym roku i bardzo nam się podobało, więc postanowiliśmy wrócić. Uznaliśmy, że najwyższy czas, gdyż jak zima dobiegnie końca, to chodzenie na gorące źródła straci sens.

Na terenie parku jest mnóstwo mniejszych i większych baseników, a w nich cała gama specyfików, które wpływają na kolor i zapach.

I tak o to, możemy się wykąpać w mleku, kawie, zielonej herbacie, czerwonym winie, lukrecji, cytrynie, aloesie, mięcie, chińskich ziołach i wielu innych ciekawych aromatach.

Większość z tych basenów (o ile nie wszystkie), zaliczyliśmy podczas poprzedniej wizyty, więc tym razem byliśmy bardziej wybiórczy i wróciliśmy tylko do ulubionych.

Zaserwowaliśmy sobie contrast bath, wchodząc raz do bardzo ciepłej, raz do bardzo zimnej wody, poleżeliśmy w cedrowych basenikach i w pomieszczeniu wypełnionym solą. Odwiedziliśmy też saunę, ale niestety było w niej za chłodno.

Basen, który przyciąga największą uwagę odwiedzających, znajduje się zaraz przy wejściu. Jest to nowy element, którego w zeszłym roku jeszcze nie było.

Mianowicie, teraz w Ronghui Hot Springs, można wykąpać się w hot pocie!

Wiadomo, że hot pot to w Chongqing rzecz święta i najwyraźniej ktoś uznał, że tak jak ludzie uwielbiają go jeść, tak będą chcieli się w nim moczyć.

Ktokolwiek to był, miał rację! Basen jest oblegany, a jako że na wodzie unoszą się sztuczne dodatki, takie jak imbir, korzenie lotusa, czy też grzybki, to jest to też idealne miejsce na zdjęcia. Zobaczcie sami.

Napisane przez

Małgorzata Kluch

Cześć! Tutaj Gosia i Kasper. Blog wysrodkowani.pl jest poświęcony podróżom i życiu w Chinach. Po pięciu latach spędzonych w Azji i eksploracji tamtej części świata, jesteśmy z powrotem w Europie, odkrywając nasz kontynent.