Ostatni pełen dzień w Norwegii poświęciliśmy na wycieczkę objazdową po wyspie Karmøy. Była sobota, Natalia miała wolne, można było zaszaleć.
Przy śniadaniu ułożyliśmy plan zwiedzania i niedługo później byliśmy w drodze.
Pogoda nie dopisała. Kilka razy złapał nas deszcz, w tym ze dwa razy tak, że kilka minut wystarczyło, żebyśmy byli cali mokrzy. Humory, w przeciwieństwie do pogody, dopisały jednak świetnie, więc ogólnie dzień mieliśmy bardzo udany.
Jak się okazało, nawet taki nikomu nieznany zakątek jak wyspa Karmøy, może skrywać wiele perełek i odwiedziliśmy naprawdę świetne miejsca. Szczerze, to byłam wręcz zaskoczona, jak tam jest fajnie. Gdyby nie ten deszcz i ziąb, to byłoby jeszcze lepiej, gdyż można by się było wtedy rozsiąść na plaży, ogarnąć jakiś piknik, podumać nad morskimi falami.
Z drugiej strony, takie bardziej ekstremalne warunki też się później dobrze wspomina. A tak przynajmniej było w tym przypadku.
Statue of Liberty (Statua Wolności) w Visnes.
Na pierwszy punkt programu obraliśmy Statuę Wolności. Tak, tak, w Norwegii też taka jedna stoi.
Był to prawdopodobnie najmniej imponujący pomnik jaki w życiu widziałam, ale chociażby z tego powodu, na pewno nigdy go nie zapomnę.
Mieliśmy niezły ubaw z tej statui, ale trzeba przyznać, że o ile pomnikiem ciężko się zachwycić, to otaczającymi go krajobrazami, już jak najbardziej.
Było tam naprawdę cudnie. Jako że znajdujące się w okolicy muzeum było zamknięte, to wybraliśmy się na krótki spacer, zachodząc do małego pawilonu na wzgórzu i na ruiny dawnej huty, skąd mogliśmy podziwiać surowy, norweski krajobraz i kolejny raz zachwycić się przyrodą tego kraju. Coś pięknego! Naprawdę!
A statua stoi w tym miejscu dlatego, że kiedyś znajdowała się tam kopalnia miedzi. I to właśnie ta miedź została użyta do pokrycia słynnej Statui Wolności w Nowym Jorku.
Plaża Åkrasanden.
Następnym punktem programu była piękna, surowa plaża o białym piasku – Åkrasanden. Jak można wyczytać ze znajdującej się tam tabliczki, jest to jedna z najlepszych plaż w Norwegii.
Na innych nie byłam, więc nie wiem, ale faktycznie, było tam pięknie.
Wiatr wiał straszliwie i przeszywał nas na wskroś, do tego zaczęło padać, więc nie zabawiliśmy tam długo, ale chociaż przez chwilę nacieszyliśmy oczy widokiem okolicy.
Uwielbiam takie ciemne, wzburzone morze i kurczę, naprawdę żałuję, że nie mogliśmy tam zostać dłużej.
The Fishermen’s Memorial w Ferkingstad.
Następne miejsce jakie odwiedziliśmy to Ferkingstad, gdzie znajduje się pięknie usytuowany pomnik poświęcony ludziom, którzy zginęli na morzu.
Tego typu miejsca zawsze wpędzają mnie w głęboką zadumę i tutaj nie było inaczej. Zwłaszcza, ze okoliczne skały i mocno wzburzone, wręcz agresywne wody morskie bardzo dobitnie pokazywały jak mały jest człowiek w obliczu natury i jej siły.
Piękne miejsce. Smutne, ale piękne.
Syreneset Fort.
Syreneset Fort zaskoczył mnie kompletnie, gdyż zupełnie się nie spodziewałam, że zobaczę na Karmøy tak ogromny zabytek z czasów II wojny światowej.
Teren, który można zwiedzać jest bardzo duży i znajduje się tam mnóstwo budynków w całkiem niezłym stanie. Co więcej, okolica, jak chyba wszędzie w Norwegii, jest po prostu przepiękna ze swoim surowym krajobrazem.
Jak można wyczytać z tablicy informacyjnej, Syreneset Fort był częścią Wału Atlantyckiego.
Wał Atlantycki miał długość 2 685 km i był zbudowany przez Niemców, rozciągając się od Francji, przez Belgię, Holandię, Danię, Norwegię, aż po obszar Finlandii. Linię obronną nakazano zbudować w 1941 r., kiedy Adolf Hitler odłożył inwazję na Wielką Brytanię i skierował wzrok na wschód. Linia składała się z ciągłego łańcucha setek przybrzeżnych fortów, które miały powstrzymać ewentualną inwazję aliantów. Syreneset był właśnie częścią tej niemieckiej obrony.
Była to nadmorska bateria wojskowa, zlokalizowana w Syre na wyspie Karmøy, wyposażona w pięć radzieckich dział polowych. Baterię oddano do użytku w marcu 1943 roku.
Działa baterii Syre zostały rozmieszczone na pozycjach otwartych, bez żadnego innego rodzaju ochrony niż kamuflaż. Misja bojowa polegała głównie na ochronie ruchu żeglugowego na zachód od Karmøy, gdy cieśnina Karmsund została zablokowana minami.
Zasięg radaru wynosił 80 km, natomiast zasięg strzelania dla artylerii nadbrzeżnej wynosił 55 km.
Poza baterią, znajdowało się tam 13 baraków, a także stajnia, kuźnia, garaż samochodowy i chlewnia.
Moim zdaniem Syreneset Fort to absolutne must see podczas wizyty na Karmøy. Poza lekcją historii, czeka tam na nas również przepiękny krajobraz, w tym bardzo malownicza drogą, którą podążą się do fortu.
Skudeneshavn.
Na koniec zawitaliśmy do bardzo malowniczego miasteczka na samym południu wyspy – Skudeneshavn.
W pierwszej kolejności udaliśmy się do maleńkiej, ale bardzo urokliwej knajpki – Verdens minste kafé. Kawkę popija się w jednym pomieszczeniu, ale można też zwiedzić dwa kolejne urządzone w tradycyjnym stylu, ze starymi meblami, świecznikami, obrazami na ścianach itp. Jest tam naprawdę bardzo klimatycznie.
Posileni, poszliśmy na spacer po miasteczku, gdzie na każdym kroku można zobaczyć przepiękne, głównie białe domki, a także zajść do klimatycznego parku i pobłąkać się po jego zaułkach.
Przed wejściem do parku, przyczepiona do skały, znajduje się The Lady in the Park, kolorowa figura kobiety.
Podsumowanie.
Naprawdę bardzo się cieszę, że podczas tego krótkiego wyjazdu do Norwegii, udało nam się zobaczyć tyle fajnych miejsc, w tak nieoczywistym zakątku kraju. Kto w ogóle słyszał o Haugesund i spodziewał się, że w tej okolicy można tak fajnie spędzić czas?!
A może chodzi po prostu o to, że Norwegia jest tak pięknym krajem, że nawet na zadupiu można się na każdym kroku czymś zachwycić?
Zresztą nieważne. Było super i teraz mam oczywiście jeszcze większy apetyt na ten kraj, a zwłaszcza na jego północne tereny. Chętnie wyruszyłabym też na jakiś dłuższy lub krótszy norweski szlak pieszy.