Ostatnie miesiące (kwiecień – czerwiec) spędziliśmy w naszym nowym, chińskim domu – Chongqing. Jest to miasto w centralnej części kraju, graniczące z prowincją Sichuan. Oznacza to, że kompletnie zmieniliśmy położenie geograficzne, gdyż do tej pory mieszkaliśmy na wschodzie Chin, blisko wybrzeża.

Można by pomyśleć, że wciąż jesteśmy w tym samym kraju, więc to nie może być aż tak daleko, ale jest. Z Szanghaju do Chongqing jest ponad 1600 kilometrów. To tak, jakbyśmy z Krakowa przeprowadzili się do Monako.

Jechaliśmy tutaj dwa dni i to szybkim pociągiem. Najpierw ponad 3 godziny do Changsha, gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg, a następnie prawie 9 godzin do Chongqing. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że pociąg, o którym tutaj mowa, rozwija prędkość do ponad 300 km/h.

Jednak nie Sichuan.

Jeszcze podczas przeprowadzki, byliśmy pod błędnym wrażeniem, że przenosimy się do prowincji Sichuan. Na miejscu szybko wyprowadzono nas jednak z błędu. Otóż miasto odłączyło się od prowincji i stało indywidualnym bytem lata temu. Ma taki status jak np. Beijing i Shanghai.

Nie ukrywam, że było to dla mnie rozczarowaniem, gdyż naprawdę chciałam zamieszkać w Sichuanie.

No ale cóż, muszę się zadowolić tym, że prowincja jest dosłownie na wyciągnięcie ręki i mogę tam pojechać w każdej chwili.

Chińskie San Francisco.

Miasto zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie dosłownie od pierwszego wejrzenia. Już jadąc taksówką z dworca, z ciekawością obserwowaliśmy widoki za oknem, cały czas zachwycając się ilością zieleni, architekturą, przejrzystością powietrza i ukształtowaniem terenu. To być może zbyt daleko idące porównanie, ale Chongqing od razu skojarzyło mi się z San Francisco. Podobnie jak w tym amerykańskim mieście, jest tutaj dosyć górzyście. Poza tym, budynki stoją na różnych poziomach. Czasami idąc uliczką, jesteśmy jednocześnie na wysokości kilku pięter wieżowców, które zbudowano poniżej. Jest to ciekawe rozwiązanie architektoniczne, aczkolwiek niekoniecznie korzystne dla mieszkańców najniższych poziomów.

Miasto nowoczesne.

Chongqing to miasto ogromne i bardzo nowoczesne, a co za tym idzie, wreszcie mamy dostęp do wszystkiego, czego potrzebujemy. Walmart jest dosłownie na każdym kroku, podobnie Decathlon. Oprócz tego jest IKEA oraz Metro, w którym można kupić ser (za ponad 2,5 kilo zapłaciliśmy niewiele ponad 100 RMB). Jest też Subway, więc od czasu do czasu jemy normalne kanapki!

Oprócz tego, można tutaj znaleźć zagraniczne restauracje. Do tej pory byliśmy w indyjskiej i uwaga ………. rosyjskiej! W jednym z barów jedliśmy też bułki z wędzonym łososiem i serkiem Philadelphia!!!

Jak dotąd w żadnym innym miejscu w Chinach nie było nam tak wygodnie!

Dwie rzeki.

Na niezwykłość Chongqing z pewnością wpływa również fakt, że przez miasto przepływają dwie rzeki: Jialing oraz Yangtze (po polsku Jangcy). Pomiędzy nimi jest cypel, na czubku którego pierwsza z rzek wpada do drugiej.

Podczas mojego samotnego spaceru po mieście, zaledwie na kilka dni przed wakacyjnym powrotem do Polski, znalazłam miejsce, jakiego normalnie trudno szukać w tym kraju. Mianowicie, w okolicach mostu Qiansimen, tuż nad rzeką, znajdują się krzaki, rozległe kamienie i bezpośredni dostęp do wody. Można tam usiąść i spokojnie popatrzeć, jak przed naszymi oczami przepływa jedna z największych rzek świata, a po obu jej brzegach, również na naszych oczach, rozrasta się wielka metropolia. Prace na budowie wrą i jednocześnie powstaje kilka budynków. Pewnie już niedługo, znacznie zmieni się tutejszy krajobraz.

Tak jest zresztą w całym mieście. Chongqing to w tym momencie niekończący się plac budowy i myślę, że za kilka, może kilkanaście lat, będzie nie do poznania. Daje nam to możliwość bycia świadkami wielkich zmian, ale jednocześnie jest bardzo niewygodne. Gdzie się nie ruszymy, tam jakieś doły, konstrukcje, tymczasowe przejścia, utrudnienia. Jest to naprawdę bardzo męczące.

Kąpiel w Jangcy?

Nad rzeką udało mi się zaobserwować również pewną osobliwość. Mianowicie, na niedługo przed zachodem słońca, zaczęli schodzić się ludzie. Podchodzili na brzeg, rozglądali się, robili zdjęcia i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że niektórzy zaczęli dokonywać ablucji. Jedni ograniczali się do mycia nóg i rąk, inni posuwali się dalej i zamaszyście oblewali sobie wodą całą twarz. Chyba nie muszę dodawać, że woda była brązowa i ja nie miałam ochoty moczyć w niej nawet palców. A Chiny to w końcu nie Indie, żeby dokonywać jakichś rytualnych kąpieli i właśnie dlatego wydało mi się to dość nietypowe.

Co zobaczyć w Chongqing?

Po pierwsze, Chongqing jest ładne samo w sobie, a niestety nie można tego powiedzieć o zbyt wielu chińskich miastach. Przede wszystkim jest tu dość zielono i łatwo trafić do parków. Dzięki wspomnianym już wcześniej dwóm rzekom, jest to też miasto bardzo malownicze. Smuci jedynie fakt, że nabrzeże sprawia wrażenie bardzo zaniedbanego, a moim zdaniem ma ogromny potencjał.

Aby zobaczyć miasto w pełnej okazałości, na pewno warto udać się na Yikeshu Viewing Platform. Przy dobrej pogodzie, zobaczymy stamtąd naprawdę pokaźną połać miasta wraz z wieloma najbardziej efektownymi wieżowcami.

Widok robi wrażenie, ja pokusiłabym się nawet o porównanie do panoramy Hong Kongu.

Co ciekawe, miasto można oglądać z wielu różnych perspektyw. Do dyspozycji jest duży park na okolicznych wzgórzach, a przechadzając się tamtejszymi ścieżkami, ujrzymy Chongqing w naprawdę wielu interesujących odsłonach.

Qiansimen Bridge.

Innym znakomitym punktem widokowym w Chongqing jest most Qiansimen. Właściwie to już sama konstrukcja mostu zasługuje na uwagę, a gdy dodać do tego rozciągające się z niego widoki, to okazuje się, że mamy prawdziwą atrakcję turystyczną.

Najbardziej efektownie przedstawia się Hongya Cave, czyli małe skupisko zabudowań w starym stylu. Nie wiem na ile są one autentyczne, być może zostały odbudowane kompletnie od zera, ale uroku im odebrać nie sposób. Inna sprawa, że obecnie mieszczą w swoich murach tylko i wyłącznie sklepy i restauracje. Jest tam tłoczno, głośno, mocno turystycznie, a atmosfery za grosz, więc zamiast wizyty, bardziej polecam oglądanie tego miejsca z bezpiecznej odległości (czyli na przykład z mostu).

Laojun Cave.

Laojun Cave to kolejne miejsce w Chongqing, które z jakiegoś powodu ma w swojej nazwie “cave”, ale jak dla mnie, z jaskinią wspólnego nie ma nic.

Właściwie jest to świątynia taoistyczna. Co więcej, jest to jedna z najpiękniejszych świątyń jakie widziałam do tej pory w Chinach. Absolutne arcydzieło pod każdym względem.

Wizytę w tym miejscu polecam każdemu odwiedzającemu miasto.

The People’s Hall.

The People’s Hall jest jednym z symboli Chongqing, który do złudzenia przypomina The Temple of Heaven. Jest to budynek potężny, piękny i bardzo imponujący, ale w środku mieszczący jedynie mało efektowną salę teatralną. Bez wątpienia warto jednak udać się na plac pomiędzy nim, a mieszczącym się naprzeciwko China Three Gorges Museum.

Ciqikou Ancient Town.

Ciqikou nazywane jest antycznym miasteczkiem, ale jak dla mnie stanowi część Chongqing. Przemawiać za tym może chociażby fakt, że można tam dojechać metrem i nie jest to nawet ostatnia stacja tej linii.

Znajdziemy tam trochę starego budownictwa (odrestaurowanego), bardzo fajną świątynię i wiele tradycyjnie wyrabianych produktów, ale jest to jednocześnie jedno z najbardziej zatłoczonych miejsc jakie odwiedziłam do tej pory w Chinach. Dziwi to tym bardziej, że właściwie nie ma tam nic naprawdę godnego uwagi. Takich miejsc w Państwie Środka są setki, tysiące, a może nawet jeszcze więcej. Wszystkie wyglądają podobnie i oferują podobne doznania. Nie wiem czemu akurat do Ciqikou walą aż takie chordy turystów. My odwiedziliśmy to miejsce w dniu powszednim, a dosłownie ginęliśmy w tłumach. Dlatego też, raczej nie wybiorę się tam ponownie ani nie będę do tego nikogo zachęcać.

Zoo.

W zoo w Chongqing mieszka sporo pand, z czego niektóre są jeszcze bardzo młode, więc na pewno warto się tam dla nich wybrać. Co do samego doświadczenia i pobytu w tym miejscu, to nie mogę jednak obiecać, że będzie przyjemne. My wyszliśmy stamtąd lekko straumatyzowani, o czym szerzej pisałam tutaj.

Alternatywnie.

W Chongqing odkryliśmy też kilka miejsc, które raczej nie wpisują się w kanon typowego zwiedzania miasta, ale naszym zdaniem zdecydowanie warto je odwiedzić. Szczególnie zainteresowała nas chińska sztuka uliczna, z którą nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. To już jednak temat na inny raz.

Napisane przez

Małgorzata Kluch

Cześć! Tutaj Gosia i Kasper. Blog wysrodkowani.pl jest poświęcony podróżom i życiu w Chinach. Po pięciu latach spędzonych w Azji i eksploracji tamtej części świata, jesteśmy z powrotem w Europie, odkrywając nasz kontynent.