W marcu po raz pierwszy mieliśmy przyjemność uczestniczyć w chińskiej ceremonii zaślubin.
Na ślubnym kobiercu stawali nasi znajomi, Bai Jie i Łukasz (z Polski). Co ciekawe, w dniu tej uroczystości, byli już tak naprawdę małżeństwem i był to trzeci raz, gdy świętowali swoją miłość.
Około rok wcześniej zrobili to oficjalnie, w urzędzie, po kilku miesiącach mieli huczne, polskie wesele, a teraz odbyła się tradycyjna, chińska ceremonia.
Obecnie wiele chińskich par decyduje się na bardziej zachodnie rozwiązania i panny młode zakładają białe suknie. Ku naszej ogromnej radości, Bai Jie i Łukasz zdecydowali się na tradycyjną uroczystość, pełną rytuałów i w pięknych, czerwonych strojach.
Dzisiaj opowiem Wam, jak to wszystko wyglądało.
Zaproszenia.
Oczywiście wszystko zaczęło się od zaproszeń, które znacznie różnią się od tych, które otrzymujemy w Polsce. W Chinach, składa się na nie więcej elementów.
Poza samym zaproszeniem, otrzymaliśmy pudełko w kształcie serca, które wypełnione było gustownie zapakowanymi ciasteczkami.
Zgodnie ze zwyczajem, powinny znaleźć się w nim również papierosy i to drogie. Im droższe, tym lepiej, gdyż trzeba się pokazać.
Bai Jie nie chciała ulegać temu zwyczajowi i papierosów nie dostaliśmy. Mówi jednak, że jej ojciec powkładał je do zaproszeń dla rodziny i znajomych.
Lokalizacja.
Ceremonia odbyła się w bardzo znanym miejscu w Chongqing – Hongyadong. Są to zabudowania w tradycyjnym stylu, które mieszczą przede wszystkim sklepy i restauracje i są odwiedzane przez rzesze turystów. Jako że byliśmy na zewnątrz, to z tarasów powyżej, obserwowało nas mnóstwo osób.
Stroje.
Tradycyjne stroje ślubne są w kolorze czerwonym, a właściwie w różnych jego odcieniach. Wykonane są z jedwabiu i pokryte ręcznie wykonanymi haftami, które przedstawiają wizerunki smoka i feniksa.
Uszycie takiego stroju zajmuje 12 miesięcy i w związku z tym, są one bardzo drogie. Ceny dochodzą nawet do kilkudziesięciu tysięcy.
Dlatego też, wiele par decyduje się na wynajęcie strojów i tak też zrobili Bai Jie i Łukasz.
Ceremonia.
Ceremonia zaślubin nie jest szczególnie długa, trwa ok. 20 minut, ale składa się na nią wiele ciekawych elementów.
Zazwyczaj zaczyna się w południe, przykładowo o 11:58 lub 12:18, gdyż jak wiadomo, ósemka jest szczęśliwą liczbą w Chinach.
Bai Jie i Łukasz zaczęli nieco później, a dokładnie o 5:28.
W pierwszej kolejności, na małą, pięknie udekorowaną scenę, wyszedł prowadzący ceremonię i przemówił do zebranych.
Następnie dołączył do niego Łukasz. Prowadzący zadał mu kilka pytań po angielsku, w tym jak długo mieszka w Chongqing i co najbardziej podoba mu się w mieście. Łukasz odpowiedział, że jego żona.
W dalszej kolejności, Łukasz miał za zadanie przedstawić gościom swoją wybrankę, co zrobił używając samych superlatyw.
Następnie, obaj udali się po Bai Jie, która stała w pewnej odległości od sceny, z twarzą zakrytą czerwoną zasłonką i trzymając w rękach czerwoną szarfę.
Łukasz wziął jeden z końców szarfy i zaczął ją prowadzić.
Od tego momentu, mieliśmy okazję zobaczyć przeróżne rytuały, z których większość miała przynieść młodej parze szczęście na nowej drodze życia:
– przekroczenie ognia (symboliczne, gdyż tak naprawdę jest to powiewający materiał, tylko imitujący ogień), na szczęście;
– przekroczenie siodła, które oznacza, że panna młoda wkracza do domu swojego męża, staje się częścią rodziny;
– pierwszy ukłon, przed niebem i ziemią, (wspólny, już ze sceny);
– drugi ukłon, przed rodzicami (którzy byli już wtedy na scenie, za parą młodą);
– trzeci ukłon, przed sobą nawzajem;
– podglądanie panny młodej pod zasłonką (gdyż w starożytnych Chinach, państwo młodzi nie widzieli się przed ślubem);
– zdejmowanie zasłonki;
– częstowanie rodziców herbatą (Łukasz częstował ojca Bai Jie, a Bai Jie rodziców Łukasza); rodzice odwdzięczają się czerwonymi kopertami (w Chinach pieniądze na różne okazje, w tym śluby, daje się w czerwonych kopertach – hong bao 红包); rytuał ten symbolizuje, że teraz rodzice Łukasza są też rodzicami Bai Jie i odwrotnie;
– ukłon pary młodej i rodziców przed wszystkimi gośćmi;
– odczytywanie ślubnego certyfikatu (przez Łukasza, po chińsku); w przeszłości taki dokument wystarczał do zawarcia małżeństwa, teraz oczywiście trzeba udać się do urzędu;
– picie wina;
– krótka przemowa Łukasza, w której podziękował gościom za przybycie i życzył dobrej zabawy;
– obcięcie sobie nawzajem włosów i włożenie ich do małej, czerwonej saszetki, która wisi teraz na ścianie w ich mieszkaniu i ma im zapewnić szczęśliwe małżeństwo i pozostanie razem na zawsze.
Tak oto wyglądała ceremonia zaślubin. Wszyscy (obcokrajowcy) byliśmy nią zachwyceni i cieszyliśmy się, że przyszło nam czegoś takiego doświadczyć.
Po jej zakończeniu, udaliśmy się na posiłek, a następnie na imprezę, która odbyła się w pokoju hotelowym. Byliśmy na niej już tylko my, obcokrajowcy, w tym rodzice Łukasza i znajomi Bai Jie. Pozostali goście, po posiłku udali się do domów.
W Chinach nie organizuje się hucznych, tanecznych i zakrapianych wesel jak w Polsce. Po obiedzie, goście rozchodzą się.
Trochę szkoda, gdyż moim zdaniem ślub to okazja, której naprawdę należy się porządna impreza. I ta nasza, prywatna, właśnie taka była. Pójdę nawet o krok dalej i dodam, że właściwie była to najlepsza impreza, w jakiej mieliśmy okazję uczestniczyć w Chinach. Myślę, że stało się tak głównie dlatego, że przybyło naprawdę mnóstwo osób, praktycznie wszyscy znajomi, jakich mamy w Chongqing. Był z nami nawet Matt, Amerykanin, który w zeszłym roku zakończył swoją przygodę z Chinami i przyleciał do Chongqing specjalnie na ślub, pomimo tego, że mógł spędzić tutaj zaledwie dwa dni.