
Balagezong nie było w naszym oryginalnym planie. Szczerze mówiąc, przed przybyciem do Shangri La, nie zdawałam sobie nawet sprawy z istnienia tego miejsca.
Trafiliśmy tam przez przypadek, gdyż park, który chcieliśmy odwiedzić, okazał się zamknięty. Jak wyjaśnił chłopak z hostelu, w którym się zatrzymaliśmy, park będzie sprzątany przez rok, gdyż tego wymaga jego obecny stan. Szczerze mówiąc, nie zdziwiło nas to za bardzo.
W każdym razie, w zastępstwie zdecydowaliśmy się na wycieczkę do Balagezong, i jak wkrótce miało się okazać, dostarczyła nam ona wrażeń co niemiara.
Miejsce jest niewątpliwie urokliwe, z pięknymi skałami, kanionami, górską rzeką i dodatkowo urozmaicone szklanym mostem, no bo jakże by inaczej.
Niestety, aby zobaczyć te wszystkie cuda, trzeba przebyć kilometry krętych, zawieszonych nad przepaściami i bardzo stromych dróg. O ile mnie pamięć nie myli, wszystkie te miejsca wymagają takiej przejażdżki, co dla mnie, za każdym razem było traumatycznym przeżyciem.
Zakręty są naprawdę bardzo ostre, z drugiej strony trzeba się spodziewać innych kierowców, a autobusy, jak wiadomo, do najbardziej zwinnych nie należą.
Co gorsza, sama trasa do Balagezong też wiedzie nad przepaściami, więc udając się w tamte tereny, czeka nas kilka godzin horroru. No chyba, że ktoś darzy chińskich kierowców zaufaniem.
Wydaje mi się, że zarówno trasa do Balagezong, jak i drogi już na miejscu, należą do najbardziej ekstremalnych, jakimi przyszło mi się do tej pory poruszać, zwłaszcza autobusem.
Świątynia i stupy.
Pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy była świątynia. Sam przybytek nie jest szczególnie interesujący i wygląda na nowiuteńki, ale przed budynkiem stoi rząd stup, które bardzo ładnie komponują się z otaczającym je krajobrazem.
Szlak nad przepaścią.
Następnie zostaliśmy wywiezieni na początek krótkiego szlaku, który wiedzie wzdłuż skał, zawieszoną nad przepaścią ścieżką.
Widoki są stamtąd bardzo ładne, zwłaszcza gdy zwrócimy uwagę na okoliczne szczyty.
Sam szlak kończy się natomiast przeszkloną platformą.
Bala Village.
Kolejnym odwiedzonym przez nas miejscem była mała wioska. Nie wiem na ile jest ona autentyczna, gdyż niektóre budynki wyglądały na bardzo nowe.
Nie ma tam też zbyt wiele do zobaczenia. Nam udało się odwiedzić tylko jeden dom. Był wypełniony starymi sprzętami i eksponatami. Spoko, ale bez szału.
W wiosce jest też kilka obiektów buddyjskich i one robią zdecydowanie większe wrażenie.
Shangri La Grand Canyon.
Przedostatnim przystankiem był kanion. Znów mieliśmy do przejścia krótką i bardzo przyjemną trasę. W trakcie naszego spaceru zaczęła się jednak zmieniać pogoda i dlatego postanowiliśmy nie wracać tą samą drogą. Zamiast tego, zdecydowaliśmy się na spływ. Ku mojej uciesze, nie był zbyt emocjonujący. Szczerze mówiąc, przejażdżki autobusem dostarczyły mi tyle wrażeń, że naprawdę nie potrzebowałam więcej.
Tongtian Gorge.
Na sam koniec, zawieziono nas do Tongtian Gorge. Prowadziła tam dość stroma ścieżka pomiędzy potężnymi skałami. Było bardzo malowniczo, ale nie mieliśmy czasu na zachwyty. Zbliżał się czas odjazdu naszego autobusu do Shangri La i musieliśmy się spieszyć.
Ceny.
Balagezong to droga atrakcja. Za wstęp i poruszające się po parku autobusy, zapłaciliśmy po 210 RMB za osobę. Autobus do Balagezong kosztował 50 RMB za osobę. Później musieliśmy jeszcze dopłacić za spływ. W sumie kosztowało nas to 740 RMB. Trochę drogo.
Miejsce jest ładne, ale wydaje mi się, że na tle innych atrakcji Yunnan’u, a zwłaszcza tych, które nam udało się odwiedzić, wypada dość słabo. Natomiast ze względu na bardzo rozbudowaną infrastrukturę, cała zabawa sprowadza się do podążania utartym szlakiem, z niezwykle małym marginesem na jakiekolwiek alternacje.
Kilka zdjęć mega, zwłaszcza ujęcie całościowe doliny/kanionu i ujęcie z wnętrzą. Miejsce widokowo bardzo atrakcyjne, no i cieszę się, że poza przejażdżką autobusem przygód nie było. Ściskamy mocno.
Dzięki 🙂 Również ściskamy 🙂