Wakacje nad Bałtykiem: Władysławowo i okolice.

Moim skromnym zdaniem, Morze Bałtyckie jest jednym z najpiękniejszych mórz na świecie. Być może nie jestem zbyt obiektywna, gdyż Bałtyk kojarzy mi się z rodzinnymi wakacjami z dzieciństwa i mam mnóstwo wspomnień z nim związanych, ale jednak, takie jest moje zdanie.

Ogólnie jestem fanką zimnych mórz (tudzież oceanów) i ich surowego krajobrazu, a także niższych temperatur. Nie lubię upałów, więc opalanie się w pełnym słońcu jest zdecydowanie nie dla mnie. Na plażach przebywać lubię jednak bardzo, więc im przyjaźniejsza temperatura, tym lepiej.

Bardzo podobało mi się na plażach północnej Hiszpanii, gdzie miałam okazję przejść na nogach kawał wybrzeża i odwiedzić wiele naprawdę pięknych plaż, a także urokliwych miejscowości. Piękne są plaże na Wyspach Kanaryjskich, chociażby na cudnej Lanzarote. Niesamowicie podoba mi się również irlandzkie wybrzeże, a także linia brzegowa Nowej Zelandii. To są moje klimaty.

I chociaż nie można odmówić uroku greckim, tajskim, czy indonezyjskim plażom i wyspom, to moje serce skradły właśnie te chłodniejsze okolice.

Ale powodów, dla których w tym roku koniecznie chciałam pojechać nad Morze Bałtyckie, jest znacznie więcej. Zwłaszcza, że i tak trafiliśmy na wyjątkowo słoneczną pogodę i od upałów nie przyszło nam się uwolnić.

Przede wszystkim, bardzo zależało mi, aby Zojka w pierwszej kolejności zobaczyła właśnie nasze piękne, polskie Morze Bałtyckie, zanim pojedzie nad inne, zagraniczne.

Co więcej, ja sama też już od lat marzyłam o wakacjach nad Bałtykiem, gdyż o ile mnie pamięć nie myli, ostatnio byłam tam podczas studiów.

Władysławowo.

Na cel obraliśmy Władysławowo – miejscowość dobrze mi znaną, w której byłam wielokrotnie, ale na dłużej zatrzymałam się po raz pierwszy.

Władysławowo jest znakomicie usytuowane, gdyż znajduje się na samym wjeździe na Półwysep Helski, który jest wspaniałą destynacją ze względu na piękne plaże, a także różne ciekawe zabytki.

Natomiast jadąc w druga stronę, na zachód, trafimy do Rozewia i Jastrzębiej Góry, gdzie jest przepiękne wybrzeże klifowe.

Samo Władysławowo też jest bardzo przyjemnym miejscem i dość obfitym w zabytki. Tym razem miałam okazję dość dokładnie zwiedzić większość z nich.

Zwiedzanie Władysławowa – Wieża Domu Rybaka.

Eksplorację Władysławowa zaczęliśmy od tarasu widokowego znajdującego się na Wieży Domu Rybaka. Rozpościera się stamtąd znakomity widok na port, Półwysep Helski, a także na samo Władysławowo.

Jest to fajne miejsce na początek, żeby zobaczyć wszystko z góry.

Zwiedzanie Władysławowa – Port Rybacki.

To, co bardzo mnie zaskoczyło, jak tylko weszliśmy na teren portu we Władysławowie, to brak charakterystycznego, rybiego zapachu. Nie mogłam się nadziwić, że go nie ma, gdyż pamiętałam, że zawsze był w tym miejscu bardzo intensywny.

Dość szybko wyjaśniło się, co jest tego przyczyną.

Mianowicie, rybacy nie łowią ryb!

Słyszałam jak dwóch rybaków rozmawiało z innymi turystami i żaliło się, że od trzech lat nie wypływają na morze, a łódki stoją i rdzewieją. Z tego co zrozumiałam, wielu gatunków ryb nie można łowić, a te, które można, są nieopłacalne.

Rybacy zdawali się mieć wyrobione zdanie na temat rządu, co dodatkowo potwierdzały transparenty na łodziach.

Jest to bardzo smutne, zwłaszcza jeśli obietnice rządowe nie zostały spełnione i rybacy są teraz pozostawieni samym sobie.

Co do zakazów połowów, to są one jednak dla mnie zrozumiałe, gdyż dbanie o populacje ryb powinno być priorytetem.

W każdym razie, z tego co mówili panowie, rybki w restauracjach nad morzem pochodzą głównie z Atlantyku i raczej nie ma co liczyć na świeże okazy. Wszystko jest mrożone.

Zwiedzanie Władysławowa – Aleja Gwiazd Sportu.

Aleja Gwiazd sportu, jak sama nazwa mówi, poświęcona jest wybitnym polskim sportowcom. Zobaczymy tam gwiazdy takich sław jak Robert Korzeniowski, Renata Mauer – Różańska, Mateusz Kusznierewicz, Grzegorz Lato, czy też Justyna Kowalczyk. Jest też cała sekcja poświęcona polskiemu himalaizmowi, łącznie z wielkimi głazami przedstawiającymi najwyższe szczyty w Himalajach. Na skałach są tabliczki opisujące dokonania Polaków, a poniżej gwiazdy Krzysztofa Wielickiego, Jerzego Kukuczki, Wandy Rutkiewicz i innych.

Zwiedzanie Władysławowa – Kościół pw. WNMP.

W pobliżu Alei Gwiazd Sportu znajduje się bardzo charakterystyczny budynek – Kościół pw. WNMP.

Myślę, że każdy odwiedzający Władysławowo zwraca na niego uwagę, gdyż znajduje się przy głównej ulicy i naprawdę nie sposób go nie zauważyć.

W środku, dla odmiany, prezentuje się ładnie, ale za to dość standardowo. Na pewno jednak warto przyjrzeć się pięknym witrażom.

Zwiedzanie Władysławowa – Hallerówka i Błękitny Domek.

W Hallerówce byłam pierwszy raz i muszę przyznać, że choć niepozorne, jest to niesamowicie interesujące miejsce. Zwłaszcza dla tych, którzy lubią historię lub różne ciekawostki, na przykład te dotyczące plażowania w XIX wieku.

W Hallerówce znajdują się dwie ekspozycje stałe. Jedna dotyczy życia gen. Józefa Hallera i żołnierzy Błękitnej Armii i składa się na nią wiele pamiątek, w tym rzeczy osobiste generała. Drugą poświęcono rybakowi, pisarzowi i gawędziarzowi kaszubskiemu, Augustynowi Neclowi.

Oprócz tego, znajduje się tam kolekcja rzeźb Leona Golli, którego prace przedstawiają kaszubskich rybaków.

Hallerówka została wybudowana w 1924 r. dla generała, a tuż obok powstał Błękitny Domek dla jego adiutanta, kpt. Jana Dworzańskiego.

Haller spędzał tam wakacje, a oprócz tego, oba budynki były udostępniane dla harcerzy i członków innych organizacji młodzieżowych w celach wypoczynkowych.

Po II wojnie światowej willa przeszła w zarząd Władysławowa, a obecnie jest to oddział Muzeum Ziemi Puckiej.

W Błękitnym Domku obejrzymy natomiast wystawę poświęconą rozwojowi turystyki i wczesnemu plażingowi nad Bałtykiem, która moim zdaniem jest niezwykle interesująca.

Historia Władysławowa.

Jak się okazuje, generał Haller nie tylko spędzał wakacje we Władysławowie, ale również przyczynił się do jego rozbudowy.

Na początku XX w. Władysławowo nazywało się jeszcze Wielka Wieś. To właśnie wtedy pojawiły się pierwsze plany rozbudowy miejscowości i stworzenia kurortu, ale do ich realizacji doszło znacznie później, gdyż dopiero w latach 20.

Wtedy to, po zaślubinach Polski z morzem, kpt. Henryk Bagiński zakupił 20 ha ziemi od Leona Torlińskiego. Natomiast w 1923 r. powstał komitet budowy letniska, właśnie przy wsparciu Hallera i Torlińskiego.

Ziemię podzielono na działki i zaczęto sprzedaż. Nabywcami byli oczywiście członkowie ówczesnej elity, czyli osoby ze świata polityki, kultury i nauki. Zaczęli budować swoje wille, a jako pierwsza powstała właśnie Hallerówka, a następnie Błękitny Domek.

W dalszej kolejności zaczęły powstawać duże domy wczasowe, a także pracownicze ośrodki wypoczynkowe należące do przedsiębiorstw i instytucji państwowych.

Równocześnie zaczęła się rozbudowa infrastruktury, czyli powstały ulice, dworzec kolejowy, kościół, park.

Nowopowstałej miejscowości nadano nazwę Hallerowo, na cześć generała, który dokonał zaślubin Polski z morzem.

Po zakończeniu II wojny światowej, stało się ono częścią nowego miasta – Władysławowa. 

Ciekawostki.

Jak już wspomniałam, znajdująca się w Błękitnym Domku wystawa jest szalenie interesująca i można dowiedzieć się z niej wielu ciekawostek. Oto kilka z nich:

– Turystyka w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, rozwinęła się w XIX w.

– Nad Bałtykiem wypoczywało się w Kołobrzegu, Międzyzdrojach i Świnoujściu. W latach 20. XIX w. Sopot zyskał na popularności, a z czasem kolejne miejscowości, takie jak Puck, czy też Hel.

– Na wakacje nad morzem przyjeżdżało się zazwyczaj na całe lato.

– XIX-wieczny kobiecy strój kąpielowy składał się z pantalonów, czyli szerokich spodni za kolana i odcinanej w pasie sukni z rękawami. Stroje były wełniane i w ciemnych kolorach. Na głowę zakładało się kapelusze, turbany lub czepki. Popularne były również marynarskie kołnierze. Na nogach kobiety nosiły pończochy i obuwie ze wstążkami wiązanymi wokół łydek. Po kąpieli narzucano na siebie długi płaszcz kąpielowy.

– Oczywiście z czasem następowały zmiany i kostiumy kąpielowe dla kobiet stawały się coraz odważniejsze. Lata 20. XX w. to już jedno lub dwuczęściowe stroje, czasem dodatkowo ze spodenkami. Natomiast pierwsze bikini pojawiły się nad Bałtykiem w latach 50.

– Męski strój kąpielowy z połowy XIX w. był jednoczęściowy – połączenie kalesonów do kolan i koszulki. Dominowały ciemne kolory lub paski. Natomiast w latach 30. XX w. panowie pływali już tylko w spodenkach, które zazwyczaj były kolorowe, z kieszonkami. Do tego zakładano czapeczki marynarskie i długie szlafroki plażowe. Okres PRL to z kolei slipki, które nad polskim morzem można niestety oglądać do dziś.

– W Jastrzębiej Górze, która usytuowana jest na klifach, funkcjonowała winda „Światowid” (ukończona latem 1939 r.), która miała ułatwić turystom dostęp do plaży. Po II wojnie światowej nie wznowiono jej użytkowania ze względu na problemy techniczne, a do remontu przystąpiono dopiero w latach 60. Wyciąg został uruchomiony w 1966 r., ale dość szybko okazało się, że zbytnio się odchyla i został ponownie zamknięty. W latach 70. pojawił się pomysł stabilizacji wieży, ale ze względów finansowych nie został zrealizowany. Niestety, podczas sztormu w 1982 r. winda ostatecznie runęła do morza.

– W okresie PRL, nad morzem były problemy z zaopatrzeniem. Turyści narzekali na zbyt małe porcje i monotonię. Brakowało przede wszystkim mięsa, wędlin, słodyczy i co najdziwniejsze, również ryb.

Plaża we Władysławowie.

Drewniane domki, w których się zatrzymaliśmy, znajdują się na samym końcu Władysławowa, tuż przy Chłapowie, i to tam chodziliśmy na plażę.

Wybrzeże jest w tym miejscu bardzo ładne, gdyż zaczynają się klify, ale nie są jeszcze tak wysokie jak na przykład w Rozewiu. Plusem jest jednak to, że nie trzeba schodzić po stromych schodach.

Ogromnym minusem są natomiast tłumy na plaży. Wiadomo, realia nad Bałtykiem w lipcu i sierpniu są jakie są, ale zmęczyło nas to na tyle, że raczej w najbliższym czasie nie wybierzemy się nad polskie morze we wakacje.

Wieczory były cudowne, gdyż po pierwsze, temperatury robiły się znośne, a po drugie, na plaży zostawali nieliczni. To były zdecydowanie najprzyjemniejsze chwile. Uwielbiam spędzać wieczory na plaży!

Pierwszą plażą jaką zobaczyliśmy po przyjeździe nad morze, była jednak plaża w Rozewiu. Ta sama, na której byłam już dziesiątki razy i którą uwielbiam, chociaż schodzi się do niej długimi schodami.

Jest tam tak pięknie, że brakuje słów by to opisać. Zwłaszcza o poranku!

Niebezpieczna sytuacja.

Pewnego dnia byliśmy świadkami bardzo niebezpiecznej sytuacji, która otworzyła mi oczy na zagrożenie, którego szczerze mówiąc, zupełnie się nie spodziewałam.

Mianowicie, z klifu zupełnie niespodziewanie stoczył się sporych rozmiarów głaz. Nic wcześniej tego nie zwiastowało i w sumie zorientowaliśmy się, gdy głaz już lądował na plaży.

Na szczęście nikogo nie było w tym miejscu w tym momencie, ale trochę później rozsiadła się tam cała wycieczka nastolatków. Ostrzegliśmy ich i opiekunki kazały im się przenieść, ale nie chcę nawet myśleć co by było, gdyby ktoś tam wcześniej leżał.

Ten głaz mógł zabić (zwłaszcza małe dziecko, ale dorosłego też) i przeraża mnie świadomość, że niby jest to oczywiste, że coś może spaść z klifu, a jednocześnie większości osób chyba nie przyszło to na myśl. Chociażby nam.

Wydaje mi się, że gdyby przy klifie był cień, to pewnie chcielibyśmy się tam rozłożyć, nie zdając sobie sprawy, jakie to niebezpieczne.

Tak więc, nauczka na przyszłość, nie rozkładać się pod klifami. Pod żadnym pozorem!

Wandalizm.

Skoro już jesteśmy przy klifach, to innym razem zaobserwowaliśmy akt wandalizmu, który nota bene, mógłby też być przyczyną osunięcia skał.

Mianowicie, jakiś debil zaczął się wspinać na klify ze swoim małoletnim synem, a następnie ryć napisały w skałach. Nie tylko jest to nielegalne, ale też bardzo niebezpieczne i oczywiście niesamowicie głupie. Nie mówiąc już o tym, że te napisy (których było niestety bardzo dużo) okropnie szpecą klify.

Jakiś chłop zaczął go opieprzać, ale na nic się to zdało. Debil mu odszczekiwał i ewidentnie nie był w stanie dostrzec swojego błędu.

Najgorsze jest natomiast to, że tacy rodzice przekazują swoje najgorsze nawyki dzieciom i później wyrasta kolejne pokolenie idiotycznych i bezsensownych wandali. Nie mówiąc już o innych zachowaniach, gdyż wandalizm nie jest zapewne ich jedyną rozrywką.

Wędzarnia.

We Władysławowie znajduje się mała wędzarnia, w której sprzedają najlepsze ryby jakie kiedykolwiek jadłam.

Podczas moich wcześniejszych, rodzinnych wakacji, zawsze się tam zaopatrywaliśmy i tradycja trwa. Tym razem byliśmy tam kilkukrotnie i oczywiście za każdym razem wychodziliśmy z torbami pełnymi przysmaków, głównie wędzonych. Moim absolutnym faworytem jest łosoś, ale rewelacyjna jest też ryba maślana. Cudo!

Można tam też kupić ryby smażone i grillowane.

Jastrzębia Góra – Lisi Jar i Gwiazda Północy.

Fajnym miejscem na króciutki spacer w Jastrzębiej Górze jest Lisi Jar. Jest to polodowcowy wąwóz, który prowadzi do morza i jest porośnięty pięknymi drzewami.

W okolicy znajduje się też obelisk upamiętniający wyjście na ląd Zygmunta III Wazy, po tym jak 2 listopada 1594 r. rozbił się jego okręt. Król wracał wtedy ze Szwecji.

Na kuli wieńczącej obelisk, znajdował się orzeł, który zaginął w 1939 r. Dopiero od 1996 r., dzięki zaangażowaniu Towarzystwa Miłośników Jastrzębiej Góry, orzeł znów wzbija się do lotu ze szczytu obelisku.

Jastrzębia Góra to również najdalej wysunięty na północ punkt Polski.

Jak byłam w podstawówce to uczyłam się, że tym punktem jest Przylądek Rozewie, ale jak widać, czasy się zmieniły (albo ktoś ma niezłe lobby).

Z tego co wyczytałam z tablicy informacyjnej, w 2000 r. Towarzystwo Miłośników Jastrzębiej Góry wystosowało prośbę do Urzędu Morskiego w Gdyni o ponowne pomiary brzegu morskiego. Wykazały one, że najdalej na północ wysunięty punkt Polski to właśnie Jastrzębia Góra.

Stoi tam teraz wielki głaz z tablicą pamiątkową, a miejsce to nazywa się Gwiazda Północy.

Rozewie – dwie latarnie.

W Rozewiu są dwie latarnie morskie: stara, pochodząca z 1822 r. – Rozewie I oraz nowa, uruchomiona w 1875 r. – Rozewie II. Ta pierwsza ma prawie 33 m wysokości, a druga 23 m.

Na obie latarnie można wyjść, ale jako że nie są zbyt wysokie, niestety nie ma co liczyć na zachwycające panoramy z tarasów widokowych.

Przez pewien czas, a dokładnie od 1875 do 1910 r., obie latarnie działały jednocześnie.

Stało się tak dlatego, że kapitanowie statków zaczęli mieć problemy z rozpoznaniem światła latarni w Rozewiu, po tym jak w 1873 r. powstała latarnia w Czołpinie. Aby uniknąć wypadków, wybudowano drugą latarnię, co z kolei doprowadziło do unikalnej sytuacji, kiedy to Przylądek Rozewie oświetlały dwa światła jednocześnie. Co za tym idzie, był nie do pomylenia z żadnym innym miejscem na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego.

Obecnie w latarni Rozewie I znajduje się muzeum, gdzie można zobaczyć wystawę na temat latarnictwa, historii Urzędu Morskiego w Gdyni, a także obejrzeć modele innych polskich latarni.

W pobliżu znajduje się również budynek maszynowni, gdzie mieścił się generator prądu, gdyż jak wiadomo, latarnie musiały być niezależne pod tym względem.

Do dyspozycji latarnika i jego rodziny była też mała wędzarnia, która jednocześnie pełniła funkcję piekarni.

W 1939 r. latarnikiem w Rozewiu był Leon Wzorek, który nie opuścił posterunku pomimo wybuchu wojny. Niestety kilka dni później został aresztowany i rozstrzelany przez Niemców.

Podsumowanie.

Jak już wspominałam, uwielbiam nasz piękny Bałtyk i zawsze jeżdżę tam z ogromną radością. Uwielbiam krajobraz, szum fal, specyficzny zapach, nadmorską atmosferę.

Bardzo też się cieszę, że stał się pierwszym morzem jakie zobaczyła Zojka i myślę, że będziemy tam wracać wielokrotnie.

Tym razem wybraliśmy się w miejsce dobrze mi znane i bardzo przeze mnie lubiane. Cały Półwysep Helski i  Rozewie to jak na razie moje ulubione destynacje nad polskim morzem, ale jako że w wielu miejscowościach nigdy nie byłam, następnym razem spróbujemy poznać coś nowego dla nas wszystkich.

Od dłuższego czasu marzy mi się również Bałtyk zimą i piesze przejście całego wybrzeża. To pierwsze pewnie uda się niedługo zrealizować, a drugie będzie musiało poczekać nieco dłużej.

Pewne jest tylko jedno – we wakacje moja noga na bałtyckiej plaży prędko nie postanie.

Leave a Reply

Your email address will not be published.


*