Jak już wspominałam, od przyjazdu do Suzhou cała nasza czwórka mieszkała w hotelu. Odpowiadało nam to, bo warunki były jak najbardziej europejskie. Jedynym problemem było to, że nie mogliśmy zrobić prania. Simon któregoś dnia poszedł nawet szukać pralni, ale nie znalazł.

W między czasie firma szukała dla nas mieszkania (dla mnie i Kaspra), a co ciekawe, nawet pokazali nam dwa z nich i pozwolili wybrać. Zdecydowaliśmy się na wieżowiec w pobliżu naszej szkoły. Było blisko, a mieszkanie wyglądało całkiem ładnie. Gdy przyjechaliśmy je oglądać, panował bałagan, a ludzie, którzy jeszcze tam mieszkali byli w środku, z czego jedna osoba spała sobie w najlepsze w łóżku (było późne popołudnie, żeby nie powiedzieć wieczór), ale generalnie zdawało się być jak najbardziej ok.

Drugie mieszkanie miało mniej więcej taki sam układ, czyli sypialnia, łazienka i aneks kuchenny w przedpokoju, ale zdawało się być znacznie skromniejsze i jeszcze bardziej zaniedbane. Poza tym, “kuchnia” była miniaturowa.

Zadowoleni z tego, że tak łatwo udało nam się podjąć decyzję i że mieszkanie nie urąga naszej godności, a nawet wręcz przeciwnie, jest całkiem ładne, wróciliśmy do hotelu. Przeprowadzka miała nastąpić w niedługim czasie.

Niestety okazało się, że to wszystko było zbyt piękne i zbyt proste, by naprawdę mogło się wydarzyć. Wkrótce okazało się, że mieszkanie, które wybraliśmy nie jest już dostępne. Najpierw zaproponowali nam takie samo, tylko na innym piętrze, a później powiedzieli, że w ogóle nie będziemy mieszkać w tym budynku. Wkurzyło nas to, bo to drugie mieszkanie naprawdę nam się nie podobało. Wyboru jednak jak zwykle nie mieliśmy.

We wtorek rano (5 maja, dokładnie tydzień po moim przyjeździe do Suzhou) musieliśmy być spakowani i wymeldowani z pokoju, a po pracy mieliśmy przeprowadzić się do mieszkania.

Gdy Kasper i ja pojawiliśmy się w hotelowym lobby, był tam już Simon, Kuba i Tom Joe – koleś z firmy, z którym mieliśmy przyjemność zapoznać się wcześniej, jeszcze w Hangzhou. Problem z Tom Joe jest taki, że on myśli, że mówi po angielsku, ale tak naprawdę to nie mówi. Bełkocze coś pod nosem i żadne z nas nie jest w stanie go zrozumieć. I to właśnie jego, nasza wspaniała firma wysłała do Suzhou, aby pomógł nam w przeprowadzce!

Po jakiejś godzinie bezsensownego siedzenia na sofie, Tom Joe zarządził, że jedziemy wreszcie do naszego mieszkania. Simon miał na niego zaczekać w hotelu, bo jego mieszkanie było znacznie dalej niż nasze. Natomiast mieszkanie Kuby nie było jeszcze gotowe, więc miał zostać na dwie kolejne noce w hotelu.

Wyszliśmy na ulicę i okazało się, że Tom Joe nie umie zamówić taksówki. Czekał, aż jakaś sama się zatrzyma, ale wszystkie miały już pasażera, a jedyna wolna, która się zatrzymała, nie miała miejsca w bagażniku. Staliśmy więc dalej.

Po jakimś czasie, zatrzymała się przy nas dziewczyna, która akurat przejeżdżała na rowerze. Powiedziała, że musimy zadzwonić po taksówkę. Wow, odkrycie! Nasz genialny Tom Joe jednak sam na to nie wpadł!

W każdym razie, po chwili zaczęły się debaty na jaki numer zadzwonić, a jak trzeba było podać adres, pod który miał podjechać samochód, to już w ogóle była tragedia. My nie wiedzielibyśmy jak zamówić taksówkę i jak się z nimi dogadać, ale żeby Chińczycy we własnym kraju też nie potrafili tego zrobić, to już chyba mocna przesada!!!

Po jakichś 20 minutach stania na ulicy, wreszcie przyjechał samochód i pojechaliśmy pod nasze mieszkanie, które wcale nie było daleko od hotelu.

Na miejscu okazało się, że nikt nie zadał sobie trudu aby posprzątać, zanim wprowadzą się nowi ludzie. Podłoga w łazience była prawie czarna, a na tej w sypialni leżało coś co wyglądało jak jedzenie i szczerze mówiąc mam nadzieję, że było to tylko jedzenie. Zasłony były poplamione, a na łóżku leżała czyjaś pościel (po chwili zjawiło się zresztą dwóch Chińczyków, którzy ją zwinęli i zabrali, tak jakby wyprowadzali się w ostatniej chwili). Znaleźliśmy też jakieś ulotki, zużyte wykałaczki, pustą paczkę po papierosach, a na podłodze pod kiblem, kilka patyczków do uszu. Oprócz tego, było trochę starych kosmetyków dla zwierząt i szczoteczki do zębów. Masakra, ale najlepsze i tak było dopiero przed nami. Wkrótce okazało się bowiem, że w mieszkaniu nie ma ani prądu ani wody!!! Co jeszcze ciekawsze, Tom Joe nie widział w tym problemu i zasugerował, że powinniśmy zostać tam na noc, a następnego dnia wszystko nam włączą.

To był właśnie ten moment, kiedy straciłam cierpliwość i nie miałam już więcej litości ani dla Tom Joe, ani dla Klausa, do którego po chwili zadzwoniliśmy, ani dla “agenta”, który nas tam przyprowadził (on jednak miał szczęście, bo kompletnie nie zna angielskiego i nie wiedział, co do niego mówię). Opieprzyłam ich wszystkich, bardzo dobitnie wyraziłam swoje oburzenie, że w ogóle mają czelność proponować nam pozostanie w mieszkaniu bez wody i prądu (zwłaszcza, że następnego dnia idziemy do pracy, więc wypadałoby się wykąpać) i zażądałam żeby zakwaterowali nas z powrotem w hotelu. Podziałało. Klaus już więcej nie oponował i kazał Tom Joe zabrać nas z powrotem do hotelu. Gdy wyszliśmy przed budynek, okazało się, że dalej nie potrafi zamówić taksówki, więc wracaliśmy z naszymi bagażami na nogach, ale na szczęście hotel naprawdę nie był daleko.

Następnego dnia rano znów musieliśmy wymeldować się z pokoju i zostawić wszystkie rzeczy w hallu, a po powrocie z pracy znów straciliśmy mnóstwo czasu czekając nie wiadomo na co. Gdy jednak wreszcie udaliśmy się do mieszkania, okazało się, że co prawda syf jest taki jaki był, ale włączono zarówno prąd jak i wodę, więc mogliśmy tam zostać. Na szczęście miało to być nasze mieszkanie tylko na kilka dni, bo w między czasie pokazano nam inne, w tym samym budynku, które spodobało nam się dużo bardziej, a miało się zwolnić 10 maja.

Dlatego porządkami nie zamierzaliśmy zaprzątać sobie głowy, a jedyne co chcieliśmy zrobić, to pranie. Można sobie łatwo wyobrazić jakie mieliśmy miny, gdy okazało się, że nasza pralka co prawda działa, ale nie ma rury doprowadzającej do niej wodę!!! Całe nasze pranie i proszek były już w pralce, a czystych ciuchów naprawdę zaczynało powoli brakować, więc wpadliśmy na pomysł, żeby po prostu wlać wodę do pralki i tak też zrobiliśmy (używając słuchawki od prysznica). Coś się zaczęło dziać, ale wydaje mi się, że pralka tylko wszystko wywirowała, bo zdecydowanie zbyt krótko to trwało.

W niedzielę 10 maja, z samego rana, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Trudno było nam w to uwierzyć, ale odwiedził nas nasz “agent”. Przyszedł z pomocnikiem, który mówił trochę po angielsku i miał tłumaczyć, ale jego wymowa była kompletnie dla nas niezrozumiała. W każdym razie, łatwo dało się wywnioskować, że przyszedł czas na naszą przeprowadzkę. Było to dla nas ogromne zaskoczenie, bo Klaus mówił, że będziemy się przeprowadzać prawdopodobnie w poniedziałek, kiedy będzie ktoś z firmy. Sugerowaliśmy, że sami możemy się przeprowadzić na inne piętro, bo nie jest to dla nas problem, ale nie sądziliśmy, że zostanie to przez kogokolwiek przyjęte do wiadomości. A tu taka niespodzianka!

Błyskawicznie zgarnęliśmy nasze klamoty (i tak prawie wszystko było w walizkach, bo nie chcieliśmy się rozpakowywać w tym okropnym mieszkaniu) i czym prędzej udaliśmy się na czwarte piętro, gdzie znajduje się nasze nowe mieszkanie. Oczywiście zastaliśmy bajzel, bo jakże by inaczej, ale mieszkanie było naprawdę ładne i słoneczne. Poszliśmy do supermarketu, kupiliśmy mopa i kilka innych rzeczy, a reszta dnia upłynęła nam na sprzątaniu. Kasper wymył lodówkę, a ja już drugi w życiu kibel! Półki trzeba było ścierać po kilka razy, bo były czarne, a to, że udało mi się doprowadzić podłogę do normalnego stanu, uważam za osobisty sukces. Wieczorem mieszkanie nadawało się do zamieszkania, a co najważniejsze, okazało się, że nasza pralka ma wszystkie potrzebne rury. Jedyny minus to to, że zamiast materaca mamy deskę, która jest tylko obleczona jak materac, a w związku z tym, jest naprawdę twardo!

10 maja, dokładnie miesiąc po przylocie do Chin, mieliśmy wreszcie prawdziwe mieszkanie i pierwszy tydzień pracy za sobą. Wszystko zaczynało się układać.

dsc_0219-copy

Napisane przez

Małgorzata Kluch

Cześć! Tutaj Gosia i Kasper. Blog wysrodkowani.pl jest poświęcony podróżom i życiu w Chinach. Po pięciu latach spędzonych w Azji i eksploracji tamtej części świata, jesteśmy z powrotem w Europie, odkrywając nasz kontynent.